wtorek, 23 grudnia 2014

Poduszka :).

 Witajcie! Ostatnio (no dobra, jakiś czas temu xD) wrzuciłam tutaj zdjęcie poduszki z godłem Hogwartu :). Dzisiaj daje Wam zdjęcie poduszki z godłem Gryffindoru :). Mam zamiar zrobić całą kolekcje; trzymajcie kciuki, żeby mi się udało! :D
 Mam nadzieję, że te podusie zachęcą Was do zaglądania i komentowania. Lubię pisać, ale nie ma sensu tego publikować, jeśli nikt nie komentuje... Takie coś nie motywuje. A póki co życzę już teraz wszystkim Wam wesołych świąt i pijanego sylwestra :*.


czwartek, 18 grudnia 2014

Rozdział 16- Ostatni Horkruks

 Cmentarz o tej porze roku sprawiał wrażenie jeszcze bardziej ponurego ni latem, kiedy to Harry został tu przeniesiony przez Puchar Trójmagiczny , który okazał się świstoklikiem. Od tamtego momentu prawie nic się tu nie zmieniło. Na środku wciąż stał ogromny kocioł. Nagrobki niemal całkowicie zarosły trawą i innym zielskiem. Wśród nagrobnych pomników wiał zimny wiatr, który wciskał się w każdą szczelinę w ubraniu.
 Harry, Ron i Hermiona stali i rozglądali się po miejscu, do którego skierował ich Dumbledore.
 -A więc... to tu...
 -Tak.
 Harry dobrze wiedział o co dziewczyna chciała spytać. Tak. To tu Voldemort się odrodził, to tu Cedrik został zabity przez Glizdogona, to tu chłopak zobaczył swoich rodziców...
 -Harry? Czy nie powinniśmy czegoś szukać?- spytał Ron naciągając czapkę na uszy.
 -Jasne. Chodźcie- odparł, a sam zaczął kluczyć między nagrobkami. Każdy z nich oglądał dokładnie i dopiero wtedy przechodził do następnego.
 -Czy Dumbledore powiedział ci co jest tym horkruksem?- spytała jego koleżanka.
 -Nie. Ale za to powiedział gdzie go znaleźć- dodał Wybraniec uprzedzając kolejne pytanie.- Musimy szukać miejsca, które będzie otaczało pole siłowe. W sensie, że nie będziemy mogli dotknąć tego przedmiotu, który w nim będzie. Dostałem od dyrektora miecz Godryka. Powinno udać się przebić nim tym osłonę. Dodatkowo koło takiego miejsca powinniśmy odczuwać zmęczenie, podenerwowanie i mieć zawroty głowy.
 Pozostała dwójka kiwnęła potakująco głowami i wzorem chłopaka zaczęła przeszukiwać nagrobki. W krótce oddalili się od siebie; każde z nich przeszukiwało inną część cmentarza. Długo szukali ale nic nie znaleźli. Gdy spotkali się pod grobem Toma Riddle'a mieli ponure miny i chmurne spojrzenia.
 -To na nic- powiedział Harry odzywając się jako pierwszy.- Nic tu nie znajdziemy. Albo Dumbledore się pomylił, albo my jesteśmy za głupi, żeby to znaleźć.
 -Też już mam dość- przyznał Ron.- Jeśli do tej pory nic nie znaleźliśmy, a była z nami Hermiona, to już nie znajdziemy. Teraz chcę... Aaa!
 Ten okrzyk był w pełni uzasadniony. W chwili, gdy chłopak próbował oprzeć się ręką o pomnik obok niego, dłoń ześlizgnęła mu się z marmuru i rudzielec wylądował w błotnistej ziemi. Przez chwilę był w stanie tylko patrzeć na przyjaciół.
 -Pomożecie mi wstać? Te błoto mam już nawet w majtkach- odezwał się w końcu.
 Hermiona zaśmiała się i pomogła Ronowi. Kiedy dziewczyna pomagała się czyścić Weasleyowi, Harry patrzył w zamyśleniu na pomnik.
 -Chodźcie tutaj- poprosił ich. Gdy stanęli obok niego dodał.- Możecie wskazać ten grób? Palcem?
 Choć próbowali wszyscy troje żadnemu z nich się to nie udawało. Ich palce ześlizgiwały się z płyty i pokazywały obok niej, pod nią lub nad nią.
 Hermionie zaświeciły się oczy.
 -To jest to. Harry, Ron odkrył to miejsce!
 Chłopak skinął głową. Odpiął od paska miecz Godryka Gryffindora i zważył go w dłoni.
 -Odsuńcie się. Spróbuje przeciąć tę ochronę. Nie wiem co się stanie, gdy to zrobię.
 Poczekał aż Ron i Hermiona oddalą się na bezpieczną odległość, po czym chwycił miecz w obie dłonie i wycelował w pomnik. Tym razem udało mu się to bez trudu. W końcu Potter zebrał się w sobie i popchnął miecz z całej siły. Poczuł, gdy ostrze spotkało się z przeszkodą. Jego przewidywania okazały się trafne- bez trudu przeciął tarczę ochronną pomnika. Z rozpędu ostrze miecza wbiło się w marmur. Harry zastygł w bezruchu. Gdzieś za nim rozległy się radosne wiwaty. Chłopak odwrócił się i uśmiechnął szeroko. Jednak już po chwili uśmiech zamarł na jego ustach. Usłyszał za sobą grzechot i stukanie kamienia o kamień. Powoli odwrócił się. Grób zniknął, a w jego miejscu pojawiły się schodki prowadzące w głąb ziemi.
 -O mamuniu- wyjęczał Ron stając obok niego.
 -Musimy tam zejść- odparł Harry nie zwracając uwagi na przerażenie swojego przyjaciela.- To tak jest ukryty horkruks.
 -Prowadź, Harry. Jesteśmy tuż za tobą- zapewniła Hermiona, kładąc mu rękę na ramieniu.
 Chłopak skinął głową. Wyciągnął różdżkę, zapalił ją i zaczął schodzić po schodkach.
 Korytarz, w którym się znalazł, był wąski i niski. Trzeba było mocno się pochylić, żeby nie zahaczyć głową o niskie sklepienie. Słychać było nieustanne kapanie wody i szelest. Harry odwrócił się. Niemal w identycznej pozycji jak on szła Hermiona, a za nią Ron. Byli zdenerwowani, ale z ich twarzy biła determinacja.
 Ruszyli dalej. W miarę jak szli korytarz schodził coraz niżej. Niektóre odcinki drogi musieli pokonywać na czworakach, bo zwisające z sufitu stalaktyty nie pozostawiały im innego wyjścia. W końcu tunel się skończył i cała trójka znalazła się w małej, okrągłej komnacie. Naprzeciwko tunelu, którym wyszli, znajdowały się solidne, drewniane drzwi. Strzegły ich dwa ludzkie szkielety. Każdy z nich trzymał w jednej dłoni pochodnię, a w drugiej włócznię.
 -Co teraz?- spytał cicho Ron rozglądając się po komnacie.
 -Jak to co? Musimy przejść przez te drzwi- odparła szeptem Hermiona i nie czekając na chłopców podeszła pod wrota.
 Nieoczekiwanie w pustych oczodołach kościotrupów zapłonęły czerwone ogniki. Szkielety oderwały się od ściany i ruszyły na dziewczynę. Hermiona nie była na to przygotowana i ledwo zdążyła się uchylić przed ciosem. Po chwili jednak opanowała się. Odskoczyła do tyłu, na bezpieczną odległość, i wycelowała w zbliżającą się do niej istotę.
 -Reducto!
 W jednej chwili komnata wypełniła się latającymi we wszystkie strony kośćmi. Taki sam los spotkał drugiego stwora.
 -Następnym razem uważaj- powiedział Harry rozmasowując czoło, w które dostał jedną z kości.
 -Nie ma sprawy. Mi też nie uśmiecha się...
 -Aaa! Chodźcie stąd, to się zaczyna składać!- krzyknął Ron dziwnie wysokim głosem.
 Rzeczywiście. poszczególne kości zaczęły się ze sobą łączyć, na nowo tworząc cały szkielet.
 -Może faktycznie zbierajmy się stąd- stwierdził Wybraniec.
 Już po chwili trójka przyjaciół wypadła przez drzwi. Hermiona zamknęła je za nimi i zabezpieczyła zaklęciem. Teraz znaleźli się w długim i szerokim korytarzu. Sufit ginął pośród cieni i mroku. Harry, Ron i Hermiona spojrzeli po sobie niepewnie.
 -Wyciągnijcie różdżki i przygotujcie się na... coś. Idziemy- zakomunikował Wybraniec.
 Powoli zaczęli iść środkiem korytarzyka, który zdawał się nie mieć końca. Wszyscy uważnie nasłuchiwali i wypatrywali jakiegokolwiek zagrożenia, choć pochodnie umieszczone w bardzo dużych odstępach utrudniały im to zadanie.
 Szli już kilka minut ale nadal nie dotarli do końca korytarza. Od pewnego momentu Hermionie wydawało się, że słyszy szelest piór i jakieś ciche nawoływania. Nie chciała jednak mówić o tym chłopakom; podświadomie czuła, że powinni zachowywać się teraz jak najciszej. Gdy skręcali za róg coś delikatnego musnęło kark dziewczyny. Wydała z siebie cichy okrzyk, czym zaalarmowała chłopców idących przed nią.
 -Co się stało?- zapytał szeptem Ron podchodząc bliżej. Harry również zrobił kilka kroków w ich stronę.
 Jednak dziewczyna nie była im w stanie odpowiedzieć. Patrzyła się gdzieś ponad nich z szeroko otwartymi oczami i uchylonymi ze zdumienia ustami. Kiedy Potter położył jej rękę na ramieniu, chcąc zwrócić na siebie uwagę, dziewczyna odzyskała nareszcie głos.
 -Padnij!- krzyknęła i sama czym prędzej padła na podłogę.
 Chłopcy zrobili to samo. I bardzo dobrze, bo pół sekundy potem tam, gdzie jeszcze przed chwilą były ich głowy, zacisnęły się ogromne szpony z pazurami.
 -To gryfy- powiedziała Hermiona.- Spójrzcie, tylko ostrożnie.
 Cała trójka uniosła lekko głowy. W górze latały dziesiątki, jeśli nie setki, uskrzydlonych lwów o głowie i szponach orła. Machały ogromnymi skrzydłami, skrzeczą przy tym przeraźliwie.
 -Jak mamy koło nich przejść?- spytał przerażony Harry.
 -Musimy biec- odparowała Hermiona.- A jeśli któryś z nich podleci zbyt blisko trzeba go oszołomić. Tylko uważajcie, bo w pazurach mają paraliżującą toksynę.
 -Dobra. W takim razie liczę do trzech i biegniemy. Gotowi? Raz, dwa... Trzy! Biegiem!
 Na dany znak cała trójka podniosła się i szybkim sprintem ruszyła w stronę, gdzie powinno znajdować się wyjście. Co jakiś czas któryś z gryfów nurkował w stronę biegnących postaci, by chwycić ją w swoje szpony. Na szczęście nie udawało im się to. Przy takiej próbie gryf dostawał Zaklęciem Oszałamiającym i zwalał się bezwładnie na ziemię. W końcu, gdy przyjaciele byli już wyczerpani, w oddali zamajaczył kontur drzwi. Kiedy go zobaczyli poczuli, jak wypełnia ich nowa energia. Przyśpieszyli tempo i już po chwili byli za drzwiami.
 Na nieszczęście dla nich zaraz za drzwiami znajdowały się strome schody. Nie udało się im -zatrzymać- sturlali się po nich w dół tłukąc się boleśnie. Kiedy już wszyscy troje znaleźli się na dole przyjrzeli się sobie. Hermiona miała rozciętą wargę, Ron podbite oko, a Harry wielkiego guza na czole i stłuczone okulary.
 -Wszyscy cali?- spytał Harry. Odpowiedziały mu potakujące chrząknięcia.
 Przez chwilę leżeli regenerując siły i uspokajając oddech. Kiedy się podnieśli spojrzeli na dalszy etap swojej wędrówki. Przed nimi stał stół, a na nim kociołek i różne składniki do eliksirów. Podeszli do niego ostrożnie i przyjrzeli się ingrediencjom.
 -Muchy siatkoskrzydłe, bezoar, mięta, śledziona szczura, rdest ptasi... Nie, to nie może być aż takie proste- mruczała do siebie Hermiona okrążając stół.
 -Możesz nam powiedzieć o co ci chodzi?- zniecierpliwił się Ron.
 -Oczywiście. Spójrzcie. To wszystko, to są składniki na eliksir działający podobnie, jak proszek natychmiastowej ciemności. Chyba... chyba trzeba go uwarzyć- dodała i już bez słowa zajęła się rozniecaniem ognia pod kociołkiem.
 Przez następną godzinę dziewczyna krzątała się przy kociołku, a Harry i Ron obserwowali ją z daleka. W końcu dziewczyna odsunęła głowę znad kociołka.
 -Gotowe- powiedziała.
 Niespodziewanie tuż pod nią otworzyła się klapa. Nim zdążyła krzyknąć wpadła w nią i zniknęła chłopcom z oczu.
 -Hermiona!- krzyknęli jednocześnie Harry i Ron. Nie namyślając się długo skoczyli za nią.
 Wydawało im się, że spadali całą wieczność. Niemal z ulgą powitali spotkanie z gładką taflą wody. Zbiornik, do którego wpadli, nie był zbyt głęboki, ale za to woda w nim była lodowata. Kiedy głowy chłopaków wychynęły spod wody zaczęli szukać Hermiony. W końcu ją znaleźli. Stała na małej skalnej wysepce na jeziorku i pochylała się nad czymś co na niej leżało. Harry i Ron spojrzeli po sobie i już po chwili płynęli w kierunku wysepki.
 -Co tam masz?- spytał Wybraniec wychodząc z wody. Zaraz zanim podążał młody Weasley.
 -Chyba to, czego mieliśmy szukać- odparła unosząc w dwóch palcach zegarek na złotym łańcuszku.
 -Serio? Zegarek?
 -Należał do Dumbledore'a. Z tyłu jest wygrawerowane jego imię i nazwisko.
 -Ale czemu ZEGAREK?
 -Pomyśl Harry, to nie boli- rzuciła dziewczyna z przekąsem, a po chwili dodała.- Voldemort zawsze uważał Dumbledore'a za potężnego czarodzieja. Tylko jego się bał i nadal boi, a to oznacza, że w jakimś stopniu darzy go szacunkiem. Poza tym... to przecież Albus powiedział mu, że jest czarodziejem. Tak jakby wprowadził go do nowego, magicznego świata...
 -Dobrze, ale czemu wybrał akurat ZEGAREK?- nie mógł zrozumieć chłopak.
 -Może kojarzył mu się z Dumbledore'm? Poza tym, każdy czarodziej dostaje na swoje siedemnaste urodziny zegarek. Mogło to coś dla niego znaczyć...
 -Już rozumiem- przerwał jej Harry unosząc ręce w obronnym geście.- To co? Niszczymy go i spadamy?
 -Ale przecież miecz został w grobowcu- zaprotestował Ron.
 -Tak, ale mam przy sobie coś jeszcze- powiedział wyciągając z sakiewki przytroczonej do paska kilka zębów Bazyliszka.- To Dumbledore podsunął mi pomysł, żeby je wziąć.
 -W takim razie otwieramy- stwierdziła Hermiona kładąc zegarek na skałach.- Ja go otworzę, a ty dźgniesz. Na trzy. Raz, dwa... trzy!
 Dziewczyna mocnym szarpnięciem otworzyła zegarek. Buchnął z niego szary dym i białe oślepiające światło. Harry już miał zatopić w jego wnętrzu kieł z jadem Bazyliszka, gdy dobiegł go głos, odbijający się echem od ścian i sklepienia.
 -Głupiec. Co zyskasz unicestwiając mnie? Nic. A ja mogę ci dać wszystko! Mogę ci dać władzę nad światem, potęgę o której marzą najwięksi, wieczne życie oraz... czas.
 -Co mi po twoim czasie? Mam go aż w nadmiarze!- odparł chłopak biorąc zamach.
 -Dam ci czas, którego nie miałeś. Czas, który możesz spędzić z najbliższymi i z tymi, których kochasz. Z rodzicami, ojcem chrzestnym. Mógłbyś ich lepiej poznać. Zapytać o rzeczy, o które zapytać nie zdążyłeś.
 Harry zawahał się. Dostałby czas z rodzicami. Mógłby ich poznać, porozmawiać, zapytać o tak wiele rzeczy...
 Jednak wiedział, że jego rodzie i Syriusz nie żyją, i że nic nie zdoła wrócić im życia, które stracili w tak młodym wieku. Chłopak spojrzał na zegarek z niesmakiem.
 -Mam już to, czego potrzebuję najbardziej. Nie jesteś w stanie zaoferować mi nic, czego bym już nie miał!- dodał i pośród krzyków duszy zamieszkałej w horkruksie wbił kieł w zegarek.
 Zegarek zatrząsł się gwałtownie. Krzyk niosący się echem po grocie w końcu ustał. Horkruks został unicestwiony.
 Jeszcze przez jakiś czas Harry klęczał nad szczątkami duszy Vokldemorta. Płakał.
 -Wszystko w porządku, stary- odezwał się Ron, kładąc rękę na ramieniu przyjaciela.- Jego już nie ma. Wracajmy.
 -Tak, wracajmy.
 Zanim wstał zawiesił sobie zegarek na szyi.

_____________________________________________________

Witajcie kochani!
Przepraszam, że tak długo mnie nie było... Okropnie Was zaniedbałam :(. Ale mam nadzieję, że mi wybaczycie :). Pewnie wiecie jak to jest, kiedy ktoś zaprząta Wam uwagę ;). A zmiana szkoły też nie pomaga.
Miłego czytania kochani ;*.