wtorek, 23 grudnia 2014

Poduszka :).

 Witajcie! Ostatnio (no dobra, jakiś czas temu xD) wrzuciłam tutaj zdjęcie poduszki z godłem Hogwartu :). Dzisiaj daje Wam zdjęcie poduszki z godłem Gryffindoru :). Mam zamiar zrobić całą kolekcje; trzymajcie kciuki, żeby mi się udało! :D
 Mam nadzieję, że te podusie zachęcą Was do zaglądania i komentowania. Lubię pisać, ale nie ma sensu tego publikować, jeśli nikt nie komentuje... Takie coś nie motywuje. A póki co życzę już teraz wszystkim Wam wesołych świąt i pijanego sylwestra :*.


czwartek, 18 grudnia 2014

Rozdział 16- Ostatni Horkruks

 Cmentarz o tej porze roku sprawiał wrażenie jeszcze bardziej ponurego ni latem, kiedy to Harry został tu przeniesiony przez Puchar Trójmagiczny , który okazał się świstoklikiem. Od tamtego momentu prawie nic się tu nie zmieniło. Na środku wciąż stał ogromny kocioł. Nagrobki niemal całkowicie zarosły trawą i innym zielskiem. Wśród nagrobnych pomników wiał zimny wiatr, który wciskał się w każdą szczelinę w ubraniu.
 Harry, Ron i Hermiona stali i rozglądali się po miejscu, do którego skierował ich Dumbledore.
 -A więc... to tu...
 -Tak.
 Harry dobrze wiedział o co dziewczyna chciała spytać. Tak. To tu Voldemort się odrodził, to tu Cedrik został zabity przez Glizdogona, to tu chłopak zobaczył swoich rodziców...
 -Harry? Czy nie powinniśmy czegoś szukać?- spytał Ron naciągając czapkę na uszy.
 -Jasne. Chodźcie- odparł, a sam zaczął kluczyć między nagrobkami. Każdy z nich oglądał dokładnie i dopiero wtedy przechodził do następnego.
 -Czy Dumbledore powiedział ci co jest tym horkruksem?- spytała jego koleżanka.
 -Nie. Ale za to powiedział gdzie go znaleźć- dodał Wybraniec uprzedzając kolejne pytanie.- Musimy szukać miejsca, które będzie otaczało pole siłowe. W sensie, że nie będziemy mogli dotknąć tego przedmiotu, który w nim będzie. Dostałem od dyrektora miecz Godryka. Powinno udać się przebić nim tym osłonę. Dodatkowo koło takiego miejsca powinniśmy odczuwać zmęczenie, podenerwowanie i mieć zawroty głowy.
 Pozostała dwójka kiwnęła potakująco głowami i wzorem chłopaka zaczęła przeszukiwać nagrobki. W krótce oddalili się od siebie; każde z nich przeszukiwało inną część cmentarza. Długo szukali ale nic nie znaleźli. Gdy spotkali się pod grobem Toma Riddle'a mieli ponure miny i chmurne spojrzenia.
 -To na nic- powiedział Harry odzywając się jako pierwszy.- Nic tu nie znajdziemy. Albo Dumbledore się pomylił, albo my jesteśmy za głupi, żeby to znaleźć.
 -Też już mam dość- przyznał Ron.- Jeśli do tej pory nic nie znaleźliśmy, a była z nami Hermiona, to już nie znajdziemy. Teraz chcę... Aaa!
 Ten okrzyk był w pełni uzasadniony. W chwili, gdy chłopak próbował oprzeć się ręką o pomnik obok niego, dłoń ześlizgnęła mu się z marmuru i rudzielec wylądował w błotnistej ziemi. Przez chwilę był w stanie tylko patrzeć na przyjaciół.
 -Pomożecie mi wstać? Te błoto mam już nawet w majtkach- odezwał się w końcu.
 Hermiona zaśmiała się i pomogła Ronowi. Kiedy dziewczyna pomagała się czyścić Weasleyowi, Harry patrzył w zamyśleniu na pomnik.
 -Chodźcie tutaj- poprosił ich. Gdy stanęli obok niego dodał.- Możecie wskazać ten grób? Palcem?
 Choć próbowali wszyscy troje żadnemu z nich się to nie udawało. Ich palce ześlizgiwały się z płyty i pokazywały obok niej, pod nią lub nad nią.
 Hermionie zaświeciły się oczy.
 -To jest to. Harry, Ron odkrył to miejsce!
 Chłopak skinął głową. Odpiął od paska miecz Godryka Gryffindora i zważył go w dłoni.
 -Odsuńcie się. Spróbuje przeciąć tę ochronę. Nie wiem co się stanie, gdy to zrobię.
 Poczekał aż Ron i Hermiona oddalą się na bezpieczną odległość, po czym chwycił miecz w obie dłonie i wycelował w pomnik. Tym razem udało mu się to bez trudu. W końcu Potter zebrał się w sobie i popchnął miecz z całej siły. Poczuł, gdy ostrze spotkało się z przeszkodą. Jego przewidywania okazały się trafne- bez trudu przeciął tarczę ochronną pomnika. Z rozpędu ostrze miecza wbiło się w marmur. Harry zastygł w bezruchu. Gdzieś za nim rozległy się radosne wiwaty. Chłopak odwrócił się i uśmiechnął szeroko. Jednak już po chwili uśmiech zamarł na jego ustach. Usłyszał za sobą grzechot i stukanie kamienia o kamień. Powoli odwrócił się. Grób zniknął, a w jego miejscu pojawiły się schodki prowadzące w głąb ziemi.
 -O mamuniu- wyjęczał Ron stając obok niego.
 -Musimy tam zejść- odparł Harry nie zwracając uwagi na przerażenie swojego przyjaciela.- To tak jest ukryty horkruks.
 -Prowadź, Harry. Jesteśmy tuż za tobą- zapewniła Hermiona, kładąc mu rękę na ramieniu.
 Chłopak skinął głową. Wyciągnął różdżkę, zapalił ją i zaczął schodzić po schodkach.
 Korytarz, w którym się znalazł, był wąski i niski. Trzeba było mocno się pochylić, żeby nie zahaczyć głową o niskie sklepienie. Słychać było nieustanne kapanie wody i szelest. Harry odwrócił się. Niemal w identycznej pozycji jak on szła Hermiona, a za nią Ron. Byli zdenerwowani, ale z ich twarzy biła determinacja.
 Ruszyli dalej. W miarę jak szli korytarz schodził coraz niżej. Niektóre odcinki drogi musieli pokonywać na czworakach, bo zwisające z sufitu stalaktyty nie pozostawiały im innego wyjścia. W końcu tunel się skończył i cała trójka znalazła się w małej, okrągłej komnacie. Naprzeciwko tunelu, którym wyszli, znajdowały się solidne, drewniane drzwi. Strzegły ich dwa ludzkie szkielety. Każdy z nich trzymał w jednej dłoni pochodnię, a w drugiej włócznię.
 -Co teraz?- spytał cicho Ron rozglądając się po komnacie.
 -Jak to co? Musimy przejść przez te drzwi- odparła szeptem Hermiona i nie czekając na chłopców podeszła pod wrota.
 Nieoczekiwanie w pustych oczodołach kościotrupów zapłonęły czerwone ogniki. Szkielety oderwały się od ściany i ruszyły na dziewczynę. Hermiona nie była na to przygotowana i ledwo zdążyła się uchylić przed ciosem. Po chwili jednak opanowała się. Odskoczyła do tyłu, na bezpieczną odległość, i wycelowała w zbliżającą się do niej istotę.
 -Reducto!
 W jednej chwili komnata wypełniła się latającymi we wszystkie strony kośćmi. Taki sam los spotkał drugiego stwora.
 -Następnym razem uważaj- powiedział Harry rozmasowując czoło, w które dostał jedną z kości.
 -Nie ma sprawy. Mi też nie uśmiecha się...
 -Aaa! Chodźcie stąd, to się zaczyna składać!- krzyknął Ron dziwnie wysokim głosem.
 Rzeczywiście. poszczególne kości zaczęły się ze sobą łączyć, na nowo tworząc cały szkielet.
 -Może faktycznie zbierajmy się stąd- stwierdził Wybraniec.
 Już po chwili trójka przyjaciół wypadła przez drzwi. Hermiona zamknęła je za nimi i zabezpieczyła zaklęciem. Teraz znaleźli się w długim i szerokim korytarzu. Sufit ginął pośród cieni i mroku. Harry, Ron i Hermiona spojrzeli po sobie niepewnie.
 -Wyciągnijcie różdżki i przygotujcie się na... coś. Idziemy- zakomunikował Wybraniec.
 Powoli zaczęli iść środkiem korytarzyka, który zdawał się nie mieć końca. Wszyscy uważnie nasłuchiwali i wypatrywali jakiegokolwiek zagrożenia, choć pochodnie umieszczone w bardzo dużych odstępach utrudniały im to zadanie.
 Szli już kilka minut ale nadal nie dotarli do końca korytarza. Od pewnego momentu Hermionie wydawało się, że słyszy szelest piór i jakieś ciche nawoływania. Nie chciała jednak mówić o tym chłopakom; podświadomie czuła, że powinni zachowywać się teraz jak najciszej. Gdy skręcali za róg coś delikatnego musnęło kark dziewczyny. Wydała z siebie cichy okrzyk, czym zaalarmowała chłopców idących przed nią.
 -Co się stało?- zapytał szeptem Ron podchodząc bliżej. Harry również zrobił kilka kroków w ich stronę.
 Jednak dziewczyna nie była im w stanie odpowiedzieć. Patrzyła się gdzieś ponad nich z szeroko otwartymi oczami i uchylonymi ze zdumienia ustami. Kiedy Potter położył jej rękę na ramieniu, chcąc zwrócić na siebie uwagę, dziewczyna odzyskała nareszcie głos.
 -Padnij!- krzyknęła i sama czym prędzej padła na podłogę.
 Chłopcy zrobili to samo. I bardzo dobrze, bo pół sekundy potem tam, gdzie jeszcze przed chwilą były ich głowy, zacisnęły się ogromne szpony z pazurami.
 -To gryfy- powiedziała Hermiona.- Spójrzcie, tylko ostrożnie.
 Cała trójka uniosła lekko głowy. W górze latały dziesiątki, jeśli nie setki, uskrzydlonych lwów o głowie i szponach orła. Machały ogromnymi skrzydłami, skrzeczą przy tym przeraźliwie.
 -Jak mamy koło nich przejść?- spytał przerażony Harry.
 -Musimy biec- odparowała Hermiona.- A jeśli któryś z nich podleci zbyt blisko trzeba go oszołomić. Tylko uważajcie, bo w pazurach mają paraliżującą toksynę.
 -Dobra. W takim razie liczę do trzech i biegniemy. Gotowi? Raz, dwa... Trzy! Biegiem!
 Na dany znak cała trójka podniosła się i szybkim sprintem ruszyła w stronę, gdzie powinno znajdować się wyjście. Co jakiś czas któryś z gryfów nurkował w stronę biegnących postaci, by chwycić ją w swoje szpony. Na szczęście nie udawało im się to. Przy takiej próbie gryf dostawał Zaklęciem Oszałamiającym i zwalał się bezwładnie na ziemię. W końcu, gdy przyjaciele byli już wyczerpani, w oddali zamajaczył kontur drzwi. Kiedy go zobaczyli poczuli, jak wypełnia ich nowa energia. Przyśpieszyli tempo i już po chwili byli za drzwiami.
 Na nieszczęście dla nich zaraz za drzwiami znajdowały się strome schody. Nie udało się im -zatrzymać- sturlali się po nich w dół tłukąc się boleśnie. Kiedy już wszyscy troje znaleźli się na dole przyjrzeli się sobie. Hermiona miała rozciętą wargę, Ron podbite oko, a Harry wielkiego guza na czole i stłuczone okulary.
 -Wszyscy cali?- spytał Harry. Odpowiedziały mu potakujące chrząknięcia.
 Przez chwilę leżeli regenerując siły i uspokajając oddech. Kiedy się podnieśli spojrzeli na dalszy etap swojej wędrówki. Przed nimi stał stół, a na nim kociołek i różne składniki do eliksirów. Podeszli do niego ostrożnie i przyjrzeli się ingrediencjom.
 -Muchy siatkoskrzydłe, bezoar, mięta, śledziona szczura, rdest ptasi... Nie, to nie może być aż takie proste- mruczała do siebie Hermiona okrążając stół.
 -Możesz nam powiedzieć o co ci chodzi?- zniecierpliwił się Ron.
 -Oczywiście. Spójrzcie. To wszystko, to są składniki na eliksir działający podobnie, jak proszek natychmiastowej ciemności. Chyba... chyba trzeba go uwarzyć- dodała i już bez słowa zajęła się rozniecaniem ognia pod kociołkiem.
 Przez następną godzinę dziewczyna krzątała się przy kociołku, a Harry i Ron obserwowali ją z daleka. W końcu dziewczyna odsunęła głowę znad kociołka.
 -Gotowe- powiedziała.
 Niespodziewanie tuż pod nią otworzyła się klapa. Nim zdążyła krzyknąć wpadła w nią i zniknęła chłopcom z oczu.
 -Hermiona!- krzyknęli jednocześnie Harry i Ron. Nie namyślając się długo skoczyli za nią.
 Wydawało im się, że spadali całą wieczność. Niemal z ulgą powitali spotkanie z gładką taflą wody. Zbiornik, do którego wpadli, nie był zbyt głęboki, ale za to woda w nim była lodowata. Kiedy głowy chłopaków wychynęły spod wody zaczęli szukać Hermiony. W końcu ją znaleźli. Stała na małej skalnej wysepce na jeziorku i pochylała się nad czymś co na niej leżało. Harry i Ron spojrzeli po sobie i już po chwili płynęli w kierunku wysepki.
 -Co tam masz?- spytał Wybraniec wychodząc z wody. Zaraz zanim podążał młody Weasley.
 -Chyba to, czego mieliśmy szukać- odparła unosząc w dwóch palcach zegarek na złotym łańcuszku.
 -Serio? Zegarek?
 -Należał do Dumbledore'a. Z tyłu jest wygrawerowane jego imię i nazwisko.
 -Ale czemu ZEGAREK?
 -Pomyśl Harry, to nie boli- rzuciła dziewczyna z przekąsem, a po chwili dodała.- Voldemort zawsze uważał Dumbledore'a za potężnego czarodzieja. Tylko jego się bał i nadal boi, a to oznacza, że w jakimś stopniu darzy go szacunkiem. Poza tym... to przecież Albus powiedział mu, że jest czarodziejem. Tak jakby wprowadził go do nowego, magicznego świata...
 -Dobrze, ale czemu wybrał akurat ZEGAREK?- nie mógł zrozumieć chłopak.
 -Może kojarzył mu się z Dumbledore'm? Poza tym, każdy czarodziej dostaje na swoje siedemnaste urodziny zegarek. Mogło to coś dla niego znaczyć...
 -Już rozumiem- przerwał jej Harry unosząc ręce w obronnym geście.- To co? Niszczymy go i spadamy?
 -Ale przecież miecz został w grobowcu- zaprotestował Ron.
 -Tak, ale mam przy sobie coś jeszcze- powiedział wyciągając z sakiewki przytroczonej do paska kilka zębów Bazyliszka.- To Dumbledore podsunął mi pomysł, żeby je wziąć.
 -W takim razie otwieramy- stwierdziła Hermiona kładąc zegarek na skałach.- Ja go otworzę, a ty dźgniesz. Na trzy. Raz, dwa... trzy!
 Dziewczyna mocnym szarpnięciem otworzyła zegarek. Buchnął z niego szary dym i białe oślepiające światło. Harry już miał zatopić w jego wnętrzu kieł z jadem Bazyliszka, gdy dobiegł go głos, odbijający się echem od ścian i sklepienia.
 -Głupiec. Co zyskasz unicestwiając mnie? Nic. A ja mogę ci dać wszystko! Mogę ci dać władzę nad światem, potęgę o której marzą najwięksi, wieczne życie oraz... czas.
 -Co mi po twoim czasie? Mam go aż w nadmiarze!- odparł chłopak biorąc zamach.
 -Dam ci czas, którego nie miałeś. Czas, który możesz spędzić z najbliższymi i z tymi, których kochasz. Z rodzicami, ojcem chrzestnym. Mógłbyś ich lepiej poznać. Zapytać o rzeczy, o które zapytać nie zdążyłeś.
 Harry zawahał się. Dostałby czas z rodzicami. Mógłby ich poznać, porozmawiać, zapytać o tak wiele rzeczy...
 Jednak wiedział, że jego rodzie i Syriusz nie żyją, i że nic nie zdoła wrócić im życia, które stracili w tak młodym wieku. Chłopak spojrzał na zegarek z niesmakiem.
 -Mam już to, czego potrzebuję najbardziej. Nie jesteś w stanie zaoferować mi nic, czego bym już nie miał!- dodał i pośród krzyków duszy zamieszkałej w horkruksie wbił kieł w zegarek.
 Zegarek zatrząsł się gwałtownie. Krzyk niosący się echem po grocie w końcu ustał. Horkruks został unicestwiony.
 Jeszcze przez jakiś czas Harry klęczał nad szczątkami duszy Vokldemorta. Płakał.
 -Wszystko w porządku, stary- odezwał się Ron, kładąc rękę na ramieniu przyjaciela.- Jego już nie ma. Wracajmy.
 -Tak, wracajmy.
 Zanim wstał zawiesił sobie zegarek na szyi.

_____________________________________________________

Witajcie kochani!
Przepraszam, że tak długo mnie nie było... Okropnie Was zaniedbałam :(. Ale mam nadzieję, że mi wybaczycie :). Pewnie wiecie jak to jest, kiedy ktoś zaprząta Wam uwagę ;). A zmiana szkoły też nie pomaga.
Miłego czytania kochani ;*.

czwartek, 31 lipca 2014

5 urodziny!


Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! :) Sklep scrap.com.pl obchodzi 5 urodziny! Życzę Mu wszystkiego dobrego ;).

środa, 11 czerwca 2014

Niespodzianka!

 Wracam do Was, Kochani, po dłuuugiej przerwie :). Przepraszam, że nie pisałam, ale sami wiecie: testy gimnazjalne, poprawianie ocen... Przynajmniej u mnie tak to wygląda xD.
 Nie mam dzisiaj dla Was nowego rozdziału. Ale wrzucę go w tym tygodniu; już się pisze ;). Na obecną chwilę mam dla Was niespodziankę. Wyszywam haftem krzyżykowym już od jakiegoś czasu. Niedawno skończyłam robić poduszkę. Z wzorem herbu z Hogwartu :). Teraz planuję po kolei zrobić wszystkie godła Domów.
 Wrzucam dla Was zdjęcie gotowej poduszki. Mam nadzieję, że Wam się spodoba i wybaczycie mi to, że tak długo nie pisałam...
 Dobrej nocy, kochani :*.


czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 15

 -Co to ma znaczyć?!
 -Albusie! Co ty mówisz...
 -Na pewno da się coś na to poradzić!...
 Albus spodziewał się takiej reakcji. Czekał na tyle, aż zebraniu uspokoją się na tyle, żeby go wysłuchać. Trwało to dłuższą chwilę. Wszyscy zdążyli polubić Klaudię i mocno nimi wstrząsnęła wiadomość przyniesiona przez Dumbledore'a.
 -Wiem, że może to brzmieć dziwnie i nienaturalnie, ale wysłuchajcie mnie do końca!- powiedział starzec przekrzykując hałas. Gdy wszystkie oczy ponownie były na niego zwrócone przemówił znowu.- Dziękuję. Nie oczekiwałem, że przyjmiecie tę nowinę bez słowa sprzeciwu, ale niestety musicie się z tym pogodzić.
 -Mówiłeś, że ona pomoże nam pokonać Voldemorta- odezwał się Kingsley głębokim głosem.- Jak ma tego dokonać, jeśli on ją porwie?
 -To uprowadzenie jej wyjdzie na naszą korzyść. Mam podstawy by przypuszczać, że prawdziwe moce są w niej uśpione. Może je obudzić jedynie silny wstrząs...
 -...którym na pewno będzie przetrzymywanie nie wiadomo gdzie przez Śmierciożerców- dokończyła za niego milcząca dotąd Molly. W jej oczach błyszczały łzy.
 -Przykro mi to mówić, ale masz rację. Póki co, proszę was, żebyście zachowywali się normalnie w jej towarzystwie. Sam jej wszystko powiem.
 -Mamy jej nie mówić, że gdzieś tam czyha na nią Voldemort?- spytał gniewnie George podnosząc się z miejsca.- Że Śmierciożercy będą chcieli ją porwać, a my nie możemy ich powstrzymać?!
 -Tak. O to was proszę- potwierdził dyrektor i wyszedł, pozostawiając członków Zakonu bez dalszych wyjaśnień.

***

 Gdy Snape wrócił do swoich prywatnych kwater Klaudia jeszcze spała. Severus czuł, jak z każdą chwilą wzmaga się tępy ból głowy, który nie opuszczał go od jakiegoś czasu.
 -Nie powinieneś się tak wczuwać- mówił do siebie otwierając jedną z szafek w swoim pokoju.- Na stare lata uzbierałeś zbyt wiele empatii i teraz jest ci żal tej smarkuli.
 Mistrz Eliksirów mruczał coś jeszcze pod nosem, kiedy wyciągał Ognistą Whisky i Miód Pitny. Mężczyzna musiał czymś stłumić poczucie winy i bezsilności wobec postanowienia Dumbledore'a. Nie zgadzał się z jego pomysłem, ale jednocześnie zdawał sobie sprawę, że Albus czegoś mu nie mówi. Mógł mieć nadzieję, że ta wiadomość pomoże dziewczynie, a nie zaszkodzi.
 Severus usiadł w fotelu przy kominku i wyciągnął nogi do ognia. Nalał bursztynowego płynu do szklanki i upił z niej solidny łyk. Już po chwili poczuł, jak płyn rozlewa się w jego żyłach, napełnia je ogniem. Tego potrzebowałem, stwierdził Snpe pociągając kolejny łyk.
 Nie wiadomo do końca kiedy, ale wszystkie butelki zostały opróżnione, a Naczelny Postrach Hogwartu- zwany przez nielicznych profesorem Snape'm- spał smacznie w fotelu. Gdy się obudził na zewnątrz od dawna panował ciepły, wiosenny dzień. Mistrz Eliksirów wstał ostrożnie i, opanowując mdłości, podszedł do kredensu, w którym trzymał najbardziej przydatne eliksiry. Nie minęła minuta, a Sevcio był jak nowo narodzony. Kosztem dwóch eliksirów.
 Pogwizdując Snape udał się do łazienki. Miał w planach gorący prysznic. Może w końcu odsłucha tę płytę Fatalnych Jędz, którą dostał na gwiazdkę? Niestety nie dane mu było długo cieszyć się dobrym humorem.
 Początkowo Severus przeszedł przez salon nie zatrzymując się. Dopiero, gdy zniknął w korytarzyku prowadzącym do łazienki, zdał sobie sprawę z tego, że cos mu nie pasowało, coś było nie tak. Ostrożnie- jakby bojąc się tego co może zobaczyć- zrobił dwa kroki w tył i wyjrzał zza ściany. To co zobaczył sprawiło, że otworzył usta ze zdziwienia.
 Meble stały inaczej niż ostatnio- zostały odsunięte pod ściany. Poza tym... były innego koloru! Fotele i kanapa były czerwone, dywan zrobił się ciemnogranatowy i mniej puszysty niż wcześniej. Ściany i kominek nosiły na sobie ślady nieudanej próby pomalowania ich na soczysty odcień zieleni. Z sufitu, zamiast lampy, zwieszały się pogięte druty i wiązka kabli. A na środku pokoju... leżała mata do Twistera. Pośrodku tego wszystkiego stała Klaudia. Była odwrócona plecami do swojego nauczyciela i pochylała się nad czymś, co przypominało rozwalcowany zegar, który ktoś najpierw wywrócił na lewą stronę i wymontował połowę części.
 -Co ty tu zrobiłaś, do ciężkiej cholery?!- wydarł się Snape. Wytrzeszcz oczu i zwis żuchwy sugerował, że jeszcze nie doszedł do siebie.
 Dziewczyna drgnęła i powoli odwróciła się w stronę rozjuszonego nauczyciela.
 -Remont?- spytała włosem wyższym o kilka oktaw.
 Gdyby to było możliwe z uszu i nozdrzy mężczyzny buchnęłyby w tej chwili kłęby pary, a usta zaczęły ziać ogniem, zamiast słowami.
 -REMONT?! Już ja ci dam remont! Kto pozwolił ci tu cokolwiek zmieniać?! Miałaś siedzieć w swoim pokoju na czterech literach i się z niego nie ruszać! Ale ty masz głęboko w nosie to, co mówią ci inni! Remont?! Widziałby kto! Jakbym chciał, to sam bym go zrobił! I co tu robi mata do Twistera?!...
 -Nie musisz się po mnie drzeć!- przerwała mu Klaudia.- Co mam poradzić na to, że mi się nudzi? A ty, zamiast zapewnić mi rozrywkę, śpisz do południa!
 -Masz godzinę, żeby tu posprzątać. TO- dodał wskazując na plamy farby na ścianach i kominku.- ma zniknąć jako pierwsze.
 -Hmm... No to mamy mały problem...- zaczęła dziewczyna rysując stopą kółka na podłodze.
 -Jaki?- spytał zrozpaczony Snape. Jestem za stary na takie niespodzianki, pomyślał patrząc wyczekująco.
 -Ekhm... Bo ja... tego... no, pomyślałam, że zwykła farba nie pokryje tych ścian, b-bo one są t-takie chropowate... Ja z-zrobiłam te f-farby... według przepisu w jednej z t-twoich k-książek...
 -Jaki tytuł miał ten przepis?- spytał mężczyzna grobowym głosem.
 -Eee... Farby na dłużej niż dekadę?
 Przez chwilę w komnatach Snape'a panowała cisza. Kiedy milczenie osiągnęło apogeum Sevcio wyciągnął przed siebie ręce- niczym zombie w mugolskich filmach i bajkach- i ruszył na dziewczynę.
 -Uduszę, powieszę, zakopię- cedził przez zęby z każdym krokiem zbliżając się do podopiecznej, aż ta zaczęła się cofać, widząc mord w jego oczach.- Otruję, poćwiartuję, pogryzę, rozszarpię, utopię, wysadzę, rozczłonkuję, wyrzucę, podepczę, rozdepczę, pokroję, ugotuję, zamrożę, zasztyletuję, spalę, przekłuję, nabiję, rozerwę, spetryfikuję, przetransmutuję. Zabiję- dodał z naciskiem chwytając Klaudię za szatę i przypierając ją do ściany.
Trwali tak chwilę. Od profesorka biła wrogość, natomiast postawa dziewczyna wyrażała lęk. W końcu Severus puścił dziewczynę, chwycił się za głowę i odwrócił plecami do swojej podopiecznej.
 -Idź stąd. Nie chcę cię dzisiaj więcej widzieć.
 Klaudia spojrzała z lekkim smutkiem na zgarbioną sylwetkę swojego nauczyciela, po czym opuściła salon.
***

 Przez resztę dnia dziewczyny nie było w Hogwarcie. Przeniosła się przy pomocy kominka do Nory. Najpierw porozmawiała z panem Weasleyem, a potem pomagała Molly w wiosennych porządkach. Większość popołudnia spędziła czyszcząc podwórze i karmiąc kurczaki.
 W końcu nadszedł wieczór, a wraz z nim powrót do domu. Dziewczyna pożegnała się serdecznie z Weasleyami i wkroczyła w szmaragdowe płomienie. Już po chwili stała w salonie swojego mentora. Ku jej zdumieniu większa część zniszczeń została naprawiona. Z sufitu znów zwieszała się lampa, zegar z kukułką stał na kominku, a meble stały z powrotem na swoich miejscach; były w swoich dawnych kolorach. Dywan na powrót stał się puszysty. A ściany... Farba nosiła na sobie ślady, które świadczyły o tym, że ktoś usilnie próbował się ich pozbyć. Na próżno. Kleksy farby wciąż były na swoich miejscach.
 Klaudia udała się do swojej sypialni. Miała ochotę przebrać się w piżamę i iść spać. Prawie jej się to udało; gdy wślizgiwała się pod kołdrę drzwi otworzyły się z rozmachem. Pojawiły się w nich czarne szaty, a zaraz potem reszta osoby Snape'a.
 -Przyszedł Dumbledore. Chce z tobą rozmawiać. Ubierz się jakoś normalnie i przyjdź do salonu- nie dodając nic więcej wyszedł.
 Dziewczyna zazgrzytała zębami, ale wyszła spod ciepłej pościeli. Ciekawe, czego ode mnie chce Dumbledore?, myślała ubierając się pospiesznie. Mimo że wysilała szare komórki nie potrafiła dojść do tego, z czym mógł przyjść do niej dyrektor. W salonie pojawiła się równo z wybiciem godziny dziesiątej. Dyrektor Hogwartu siedział w fotelu i kręcił kieliszkiem z czerwonym winem, który trzymał w dłoni. Severus siedział w fotelu naprzeciwko, patrząc ponuro w podłogę.
 -Dzień dobry... A właściwie: dobry wieczór.
 -Dobry, dobry- odpowiedział wesoło Albus.- Proszę, usiądź z nami. Muszę z tobą porozmawiać.
 Klaudia skinęła głową i usiadła na kanapie. Przez chwilę panowała niezręczne milczenie, podczas którego Snape i Dumbledore wpatrywali się w nią, a dziewczyna w skupieniu oglądała swoje paznokcie.
 -Przejdźmy do rzeczy- odezwał się w końcu starszy z mężczyzn. Zwrócił się do dziewczyny.- Sprawa, którą chciałbym  tobą omówić jest niezwykle ważna, a zarazem delikatna.
 -A o co chodzi?
 -Jak zapewne już wiesz za napaścią Greyback'a na ciebie i profesora Snape'a stoi Voldemort- powiedział Albus bacznie obserwując dziewczynę.- Dotarły do niego różne informacje na twój temat. Dowiedział się, że Severus uczył cię magii, i że aktualnie przebywasz w Hogwarcie.
 -Przepraszam, że przerwę, ale nadal nie rozumiem co pan chce mi powiedzieć.
 -W takim razie powiem to prosto z mostu- westchnął dyrektor przecierając oczy.- Voldemort będzie chciał cię porwać, bo wierzy, że jesteś jedyną osobą, która może go powstrzymać.
 -A tak jest? Jestem w stanie go pokonać?
 -Tak. Wierzę, że ci się uda. ale zanim podejmiesz decyzję, czy chcesz z nim walczyć, czy nie musisz się dowiedzieć, co dla ciebie zaplanował- dodał Dumbledore.
 -Dobrze.
 -Voldemort będzie chciał cię porwać podczas kolejnego spotkania Zakonu Feniksa. Nie wiemy gdzie cię przeniesie. I tu pomoże nam profesor Snape- skinął głową nauczycielowi.- Wydaje mi się, że wiesz iż jest on... ładnie mówiąc...  naszym szpiegiem w szeregach wroga. Jego zadaniem będzie donoszenie Zakonowi o planach Voldemorta i pilnowanie ciebie na tyle, na ile to będzie możliwe, bez ujawnienia się.
 Po usłyszeniu tych rewelacji Klaudię zaczęła boleć głowa. Mimo że na zewnątrz starała się być spokojna i opanowana, w środku natomiast gotowała się pod wpływem różnych emocji. Przez chwilę milczała tocząc ze sobą wewnętrzną walkę, a gdy się w końcu odezwała jej głos lekko drżał.
 -Zgadzam się na wszystko. Z tego co pan mówi, profesorze, jest to jedyny sposób, żeby pokonać Voldemorta, a tego właśnie chcę. Wiem, że nie będzie łatwo, ale profesor Snape będzie się starał mnie chronić dopóki to będzie możliwe- dodała zerkając na Mistrza Eliksirów. Ich spojrzenia spotkały się na chwilę.- Już samo to dużo może pomóc.
 -Cieszę się, że taka jest twoja decyzja- odparł Dumbledore poważnym głosem.- Masz moje słowo, że postaramy się ciebie chronić najlepiej jak to możliwe. A teraz przepraszam, ale trzeba opracować szczegóły planu. Miłej nocy, kochani- dodał i wyszedł.

***

 Rozmowa w salonie z Dumbledore'm wydawała się Severusowi istną katorgą. Kiedy jego podopieczna zastanawiała się nad odpowiedzią dla dyrektora on patrzył na nią z niepokojem. Nie chciał, żeby się zgodziła. To był niebezpieczny plan. Albus doskonale o tym wiedział, a mimo wszystko chciał wykorzystać dziewczynę. Nie będę w stanie pilnować jej cały czas, jeśli się zgodzi. Będzie to wyglądało zbyt podejrzanie, oboje moglibyśmy stracić życie.
 Severus niemal udusił się własną śliną, gdy Klaudia zgodziła się na wszystko, o co prosił ją Dumbledore. Czy ona nie zdaje sobie sprawy, że może nie przeżyć tej akcji?!, krzyczał w myślach Mistrz Eliksirów. Nikt nie zwrócił uwagi na jego rozbiegane spojrzenie. Klaudia i Dumbledore byli zajęci rozmową. w końcu Albus pożegnał się i wyszedł. Severus nie oglądając się na Klaudię wybiegł za nim. Udało mu się złapać Albusa, przy wejściu do Wielkiej Sali. Chwycił go za ramię i obrócił przodem do siebie. Kilku uczniów przechodzących obok spojrzało na nich ze zdumieniem- znów trwał rok szkolny- jednak pod wpływem spojrzenia Snape'a szybko się odwrócili i odeszli zająć się swoimi sprawami.
 -Czy ty kompletnie zdziwaczałeś?- syknął Mistrz Eliksirów do wpatrującego się w niego dyrektora.- Przecież posyłasz ja na pewną śmierć! Ona nie przeżyje tam jednego dnia, jeśli Czarny Pan stwierdzi, że naprawdę mu zagraża! Zabije ją, a wcześniej nie wiadomo co mu powie...
 -Dlatego w tym planie jest miejsce również dla ciebie- przerwał mu spokojnie.- Musisz chronić tę dziewczynę; tak by przeżyła, a nie żeby nie cierpiała. W przeciwnym razie jej magiczne zdolności mogą się nigdy w pełni nie ujawnić.
 -Ty jesteś chory- stwierdził z oburzeniem Snape patrząc na starca szeroko otwartymi oczami.- Traktujesz ją, i wszystkich innych też, jak przedmioty które można poświęcić dla wyższego dobra...
 -Hmm... Dla wyższego dobra? Można to tak ująć- odparł po czym odszedł pozostawiając Severusa samego na środku pustego korytarza.
***

 Przez następne dni członkowie Zakonu Feniksa dopracowywali plan działania. Cala akcja musiała wyglądać realistycznie. W czasie kiedy jedna część Zakonu bawiła się w strategów, druga pomagała szkolić Klaudię. Dziewczyna uczyła się teraz zaklęć nie tylko pod nadzorem Snape'a, ale także Szalonookiego i Kingsleya. Często ćwiczyli pozorowane walki trzech na jedną. Ona musiała nauczyć się walki z kilkoma przeciwnikami na raz, a oni mieli zapewnioną rozrywkę.
 Właśnie trwał jeden z takich treningów. Klaudia, Severus oraz dwóch aurorów ćwiczyło nowe zaklęcia na podwórzu Nory. Kingsley tłumaczył działanie zaklęcia, podczas gdy dwaj pozostali mężczyźni- razem z George'm stojącym obok- przyglądali im się w ciszy.
 -Zaklęcie, którego się teraz nauczysz, przydaje się podczas walki z kilkoma przeciwnikami na raz. powoduje ono ogłuszenie i chwilowe sparaliżowanie. Powinno ci to zapewnić czas na ucieczkę. Formuła zaklęcia to Aliquia inimircas- tłumaczył dalej głębokim głosem.- W czasie kiedy je wypowiadasz musisz zatoczyć ręką łuk w stronę przeciwników. O tak. Rozumiesz?
 -Tak.
 -Dobrze. W takim razie spróbuj go użyć. Wyobraź sobie, że tamte drzewa to śmierciożercy- dodał obracając dziewczynę w stronę kilku sosen.
 Klaudia zmrużyła oczy.
 -Aliquia inimircas!- krzyknęła zataczając łuk ręką.
 Z różdżki wystrzeliły niebieskie promyczki. Każdy z nich pomknął w stronę jednego z drzew, które zatrzęsły się ugodzone zaklęciem.
 -Bardzo dobrze- pochwalił ją aurur kładąc jej rękę na ramieniu.- Jak na pierwszy raz...
 -Ej! Chodźcie wszyscy! Już skończyliśmy!- krzyknął pan Weasley wyłaniając się z kuchennych drzwi Nory.
 Wszyscy ruszyli do domu. Klaudia została w tyle, ale po chwili dołączył do niej George. Chłopak chwycił ją za rękę i ścisnął ją lekko. Dziewczyna uśmiechnęła się na ten znak wsparcia.
 W kuchni byli już obecni wszyscy członkowie Zakonu Feniksa. Gdy grupa ucząca Klaudię weszła  do środka przemówił Dumbledore.
 -Witam wszystkich. Jak już pewnie wiecie plan został już ukończony i dopracowany w każdym szczególe. Pozostaje nam tylko czekać, aż Harry, Ron i Hermiona znajdą i zniszczą ostatniego horkruksa. Wtedy będziemy mogli wcielić go w życie. Do tej pory jednak- zwrócił się do Klaudii. Wszyscy zebrani podążyli za jego spojrzeniem.- musisz ćwiczyć. Nigdy nie wiadomo, które z poznanych zaklęć uratuje ci życie.

piątek, 7 lutego 2014

Rozdział 14

 Kolejne dni były do siebie podobne. Gdy Severus wychodził, żeby "uczyć te bałwany" Klaudia siedziała w salonie, albo u siebie w pokoju i próbowała opanować nowe zaklęcia. Wieczorem- po tym, jak Snape sprawdził prace uczniów- chodzili do ukrytej sali i tam ćwiczyli.
 Również Dumbledore zaczął pojawiać się w komnatach Mistrza Eliksirów. Pod nieobecność profesora uczył i rozmawiał z dziewczyną. Mówili o wszystkim. Klaudia chciała być na bieżąco ze sprawami Zakonu, a dyrektor wypytywał ją o postępy w nauce pojedynkowania.
 Była środa- środek tygodnia i dzień wizyty Dumbledore'a. Zwykle był z nim któryś z członków Zakonu Feniksa. Tym razem był to Artur Weasley.
 -...ale to niekoniecznie musi być prawda. Śmierciożercy wciąż mogą być aktywni, ale my po prostu o tym nie wiemy- kończył swoją wypowiedź młodszy z mężczyzn.
 -Zawsze możemy mieć nadzieję, że tak nie jest. Lepiej wiedzieć co knują, niż żyć w ciągłym strachu przed nieznanym- stwierdziła Klaudia.
 -Masz rację, ale wiedza o tym, co przeciwnik chce zrobić niekoniecznie uspokaja człowieka. Czasami, wręcz przeciwnie, można się załamać- stwierdził Albus.
 -Ale póki co nie mamy jak tego sprawdzić. Jeśli śmierciożercy działają w jakikolwiek sposób, to nie mamy na to żadnych dowodów.
 -A profesor Snape? Przecież on jest naszym szpiegiem "w szeregach wroga", że tak powiem...
 -Nie, nic nie mówił. On...
 Nie dane było dokończyć Dumbledore'owi, bo drzwi otworzyły się gwałtownie i wpadł przez nie Mistrz Eliksirów. Był zdyszany, jakby przebiegł długi dystans. Rzucił okiem na zebranych i wpadł do swojej sypialni. Po chwili wyszedł z niej w czarnej pelerynie i z maską w dłoni.
 -Impreza?- spytał dyrektor.
 -Tak. Nie mam zbyt wiele czasu. Mam zajęcia z Puchonami i Krukonami z szóstego roku- powiedział szybko i już go nie było.
 -Impreza?- spytała nic nie rozumiejąca Klaudia.
 -To taki skrót myślowy- wyjaśnił pan Weasley. Wciąż patrzył na zamknięte drzwi.- Oznacza, że zostało zwołane zebranie. Przez Voldemorta, rzecz jasna.
 -Ale dlaczego "impreza"? Przecież to się kojarzy z jakąś rozrywką, zabawą, a...
 -Właśnie. Trafiłaś w sedno- stwierdził Dumbledore.- Dla wielu zwolenników Voldemorta takie spotkanie to prawdziwa atrakcja. Na tych zbiórkach często torturuje się, a nawet zabija, bezbronnych mugoli. A jeśli Voldemortowi bardzo się nudzi znęca się nad swoimi poplecznikami, szczególną uwagę poświęcając Severusowi...
 -Dlaczego akurat jemu?- dociekała dziewczyna.- Przecież on jest tylko jednym z wielu śmierciożerców.
 -I tak, i nie. To prawda, że grono, do którego należy profesor Snape jest bardzo liczne, ale w każdej grupie obowiązuje hierarchia. Severus jest prawą ręką Toma, więc to jego obwinia o każdą nieudaną akcję.
 -A co się wtedy dzieje?
 -Cóż... delikatnie mówiąc nie obywa się bez kary... Potem, po takim spotkaniu, Severus musi trochę odpocząć...
 -Kiedy wróci?- przerwała mu Klaudia. Na samą myśl o torturowaniu Snape'a, któremu w końcu dużo zawdzięczała, robiło jej się słabo.
 -W najlepszym razie... za godzinę lub dwie.
 -Idę na niego czekać- zdecydowała dziewczyna.
 Ledwo to powiedziała wpadła do pokoju, zabrała płaszcz i czapkę i wyszła nie zaszczycając żadnego z mężczyzn spojrzeniem.

***

 W tym samym momencie Mistrz Eliksirów stał w kręgu czarnych postaci. Dzisiaj spotykali się na cmentarzu. Był to stary cmentarz z popękanymi grobami i drzewami pozbawionymi liści. W środku okręgu stał on. Voldemort. Nic nie mówił, tylko wodził wzrokiem po zamaskowanych postaciach.
 -Cieszę się, że tak licznie przybyliście na to spotkanie- powiedział w końcu.- Część z was nie może być dzisiaj obecna, bo wypełnia dla mnie zadania. Snape- powiedział nagle zwracając się do mężczyzny, który skłonił się pod wpływem spojrzenia jego Pana.- Ty jesteś moim szpiegiem w Hogwarcie. Co Dumbledore chce zrobić z tą dziewczyną?
 -Nie wiem tego. On nie mówi mi wszystkiego- napłynął spod maski głos Severusa.- Na razie każe mi ją uczyć magii i sam ją szkoli, zabiera na spotkania Zakonu Feniksa.
 -Nadal mieszka z tobą?
 -Tak, dlatego uprowadzenie jej jest na razie niemożliwe. Podejrzenie od razu padłoby na mnie.
 -Zobaczymy- odparł lakonicznie Voldemort mrużąc oczy.- Jeśli będę chciał ją porwać, to to zrobię. Co dziewczyna potrafi?
 -Umie, przynajmniej teoretycznie, pojedynkować się. Jej poziom nauki jest na poziomie uczniów z trzeciego roku. 
 -Jak wygląda? Wszyscy muszą to wiedzieć- dodał Czarny Pan rozglądając się po śmierciożercach. 
 Severus przytknął koniec różdżki do skroni, by odjąć ją po chwili. Z jej końca zwisał jakiś srebrzysty strzęp. Snape strząsnął go na środek okręgu i zanim zdążył on upaść na ziemię uderzył w niego srebrzystym promieniem. Na wysokości twarzy zawisła duża obręcz, w której pojawiła się uśmiechnięta postać Klaudii. Kilka czarnych postaci zaśmiało się.
 -Przyjrzyjcie się dobrze- rozkazał Voldemort.- To jest osoba, która według Dumbledore'a, pomoże mu nade mną zwyciężyć!
 Przez czarne postacie przetoczyła się salwa śmiechu. Czarny Pan również wyszczerzył zęby. Gdy śmiechy ucichły Voldemort znów przemówił.
 -Musimy uderzyć na Hogwart. Trzeba odbić tę dziewczynę zanim nauczy się czegoś więcej.
 -To nie jest możliwe- wszedł mu w słowo Snape.- Wybacz Panie, że kwestionuję twoje zdanie, ale szkoła jest zbyt dobrze chroniona. Prościej było by przechwycić ją podczas spotkania Zakonu Feniksa. Zwykle odbywa się ono w Norze, a wokół niej nie ma tak silnych zabezpieczeń.
 -Dobrze. Masz dać mi znać, kiedy będzie takie spotkanie. Koniec na dziś. Możecie się rozejść.
 Śmierciożercy, jeden po drugim, zaczęli się teleportować. Severus, zanim zniknął, skłonił głowę przed Voldemortem. Po chwili Czarny Pan został sam wśród skruszonych nagrobków.

***

 Klaudia czekała na Mistrza Eliksirów już od godziny. Mimo, że usiadła w plamie słońca pod drzewem, porządnie zmarzła. Jakby nie patrzeć wciąż panowała zima. Nawet gorąca czekolada- ulubiony napój dziewczyny- nie była w stanie jej rozgrzać.
 Klaudia odłożyła kubek na ziemię i oplotła kolana rękami. Czuła, że jeśli Severus zaraz nie wróci, odmrozi sobie palce u rąk i nóg, a nie chciała wrócić do zamku bez swojego nauczyciela.
 -Co tutaj robisz?- zagrzmiał czyjś głos nad dziewczyną.
 -Czekam na Snape'a- odparła dziewczyna, a gdy uniosła głowę dodała.- O, witam profesorze. Czekałam na pana.
 -Czy ty kompletnie zgłupiałaś?! Jest kilka stopni poniżej zera! Mogłaś sobie dupę odmrozić! Długo tu siedzisz?
 -Ponad godzinę. A dupę nadal czuję.
 -Wstań i nie pyskuj. Musisz się ogrzać zanim dostaniesz odmrożeń. Kto ci w ogóle powiedział, gdzie wyszedłem i kiedy wrócę?- dodał wciąż wściekły pomagając podnieść się swojej podopiecznej.
 -Profesor Dumbledore i pan Weasley. Oj!...
 Te ostatnie słowo było w pełni uzasadnione, bo gdy Klaudia wstała nogi odmówiły jej posłuszeństwa i upadłaby, gdyby nie szybka reakcja nauczyciela. Zdążył złapać ją za ramię, nim zwaliła się na ziemię.
 -Co się stało?
 -Troszkę nie czuję lewej nogi. Za długo siedziałam w jednej pozycji.
 -Dasz radę iść?
 Podopieczna wzruszyła ramionami. Puściła profesorka i spróbowała stanąć prosto. Gdy jej się to udało uśmiechnęła się lekko i zrobiła krok naprzód. Nie przewidziała, że się przewróci, więc nie zdążyła się niczego złapać. Wpadła twarzą w dużą zaspę śniegu. Sevcio zachichotał złośliwie, ale pomógł jej wstać, po czym bez ceregieli wziął ją na ręce. Klaudia pisnęła głośno.
 -Pff! Aleś ty ciężka! Może trzeba by było odstawić ciasteczka?- dodał uśmiechając się złośliwie.
 -Nie przesadzaj! Na pewno nie jestem aż tak ciężka, po prostu ty nie masz...
 -Klaudia!- przerwał jej chóralny okrzyk. Gdy odwróciła głowę zobaczyła Freda i George'a stojących na schodach prowadzących do zamku.
 -Cześć chłopaki!- przywitała się dziewczyna machając im ręką.- Coś się stało?
 -Nam nie- zaczął George przyglądając się jej oczami wielkimi jak spodki.- ale...
 -...ale tobie najwyraźniej tak-dokończył za niego Fred.
 -Mi? Dlaczego?
 -No... Dlaczego ON cię niesie?- George nie krył oburzenia.
 -Chcesz to mogę ci ją oddać- warknął Snape, ale przerwał, gdy spojrzał na dziewczynę.
 -Proszę dać sobie spokój, profesorze. Snape niesie mnie- zwróciła się do bliźniaków- bo trochę... no dobra, BARDZO zmarzłam na dworze i nie czuję nóg. Nie dałam rady zrobić nawet jednego kroku, więc żeby przyśpieszyć powrót do zamku profesor wziął mnie na ręce. I tyle.
 -No dobra... Ale wszystko ok? To nie jest nic poważnego?- dociekał chłopak.
 -Nie. Ale dziękuję, że się martwisz- dodała Klaudia z uśmiechem, na co George zarumienił się.
 -W takim razie my spadamy. Transmutacja, rozumiesz. Na razie!- pożegnał się Fred i odszedł, praktycznie holując za sobą brata.
 W dalszej drodze do lochów nie spotkali już nikogo. Marudząc Snape ułożył dziewczynę na kanapie przy kominku i przykrył kocem. Na chwilę wyszedł z pokoju, a gdy wrócił trzymał w ręce fiolkę z jakimś mętnym eliksirem.
 -To eliksir pieprzowy- powiedział podając go swojej podopiecznej.- Wypij go, to od razu poczujesz się lepiej.
 Klaudia nieufnie wzięła fiolkę i wypiła jej zawartość. Kiedy wypiła wszystko odrzuciła od siebie fiolkę.
 -Wstrętne, okropne, niedobre!
 -To eliksir pieprzowy, czego się spodziewałaś?
 -Czekolady?
 Severus przewrócił oczami. Usiadł w fotelu i zagłębił się w lekturze. Panująca wokół cisza i ciepło sprawiły, że dziewczyna zrobiła się senna. Powieki coraz częściej jej opadały i coraz więcej trudu kosztowało ją podniesienie ich. W końcu przegrała tę bezowocną walkę- pozwoliła powiekom opaść i zasnęła.
 -Nic nie gadasz- zauważył w końcu Snape nie odrywając spojrzenia od książki.- Mózg ci całkowicie zamarzł na dworze?
 Gdy nie otrzymał odpowiedzi spojrzał na Klaudię. Obraźliwe słowa, które cisnęły mu się na usta, zastygły w nich. Widząc śpiącą dziewczynę uśmiechnął się lekko. Wstał z fotela, wziął ją na ręce i zaniósł do jej pokoju.
 Jutro zrobię jej kazanie, obiecał sobie kładąc Klaudię na łóżku i przykrywając kołdrą. Chwilę stał i patrzył na jej uśpioną twarz. Myślał o słowach Lupina. A jeśli miał on trochę racji? Wiedząc, że ma coś ważnego do przekazania wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi. Udał się do swojej komnaty i za pomocą proszka Fiuu przeniósł się do gabinetu Dumbledore'a. Albus siedział za biurkiem i pisał list.
 -Witaj, Severusie- przywitał się dyrektor nie przestając pisać.- Usiądź, proszę. Muszę to dokończyć.
 Mistrz Eliksirów wykonał polecenie krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. Kiedy Dumbledore pisał Snape rozglądał się po dobrze mu znanym gabinecie. Tylko Fawks wyłamywał się z obrazka- nie siedział na żerdzi, tylko na biurku i patrzył bursztynowymi oczami na gościa.
 -Przepraszam, że musiałeś czekać- powiedział starszy mężczyzna odkładając na bok list i pióro.- W jakiej sprawie do mnie przyszedłeś?
 -Jak wiesz miałem dzisiaj "imprezkę". Didżej zdecydował, że trzeba trochę namieszać. Chce porwać Klaudię, kiedy będzie na zebraniu Zakonu Feniksa.
 -Co cię podkusiło, żeby nazwać Voldemorta didżejem?- zapytał Dumbledore z trudem opanowując śmiech.
 -Naprawdę skupiasz się na takim szczególe?  Może lepiej zastanowisz się nad tym, jak zapewnić dziewczynie bezpieczeństwo?
 -Zastanawiam sę nad tym od samego początku, Severusie. I nie umiem wymyślić nic ponad to, co już zrobiłem. Umieszczenie jej z tobą wydało mi się najlepsze. Masz na nią oko, uczysz ją... i w pewnym sensie dajesz jej poczucie bezpieczeństwa, stabilności. Fred i George- tak, wiem że spędza z nimi dużo czasu- dają jej przyjaźń, której potrzebuje każdy z nas.
 -To i tak mało- przerwał mu Sevcio.- Na nią poluje VOLDEMORT, nie Kubuś Puchatek.
 -Zdaję sobie z tego sprawę- odparł spokojnie dyrektor.- Ale co mógłbym jeszcze zrobić? Nie zamknę jej w złotej klatce i nie wyrzucę klucza.
 -Szkoda. Może to byłoby najlepsze wyjście.
 Przez chwilę panowała cisza, podczas której Severus starał się patrzeć wszędzie, byle nie na mężczyznę za biurkiem.
 -Masz zamiar jej powiedzieć?- spytał w końcu patrząc prosto w niebieskie oczy Albusa.
 -Tak. Uważam, że powinna być świadoma wiszącego nad nią niebezpieczeństwa. Będzie miała większe szanse na przeżycie, jeśli zda sobie sprawę co jej grozi. Musisz z nią więcej pracować- dodał po chwili.- Ćwicz z nią nowe zaklęcia i uroki. Jeszcze dzisiaj dostarczę ci listę zaklęć, które na pewno będzie musiała opanować, na przykład Expecto Patronum...
 -To akurat umie- stwierdził Sevcio. Widząc niedowierzanie Dumbledore'a dodał.- Niedawno zaprezentowała te zaklęcie.
 -Co jest jej patronusem?
 -Tygrys.
 -Hmm... Ciekawe, ciekawe...- zamyślił się srebrnowłosy mężczyzna.
 -Naprawdę sądzisz, że ona pokona Czarnego Pana?- Snape przerwał mu rozmyślania.
 -O tak. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Może nie dokona tego całkiem sama, ale na pewno w tym pomoże.
 -Skoro tak twierdzisz- odparł młodszy mężczyzna wstając.- Muszę już iść. Dziewczyna spała, ale mogła się już obudzić- dodał. Podszedł do kominka i stojąc jedną nogą w płomieniach odwrócił się do Dumbledore'a.- Ty jej o tym powiesz. Nie chcę mieć z tym nic wspólnego.
 Po chwili czarna peleryna naczelnego postrachu Hogwartu zniknęła w szmaragdowych płomieniach.

***

 Kuchnia powoli zapełniała się ludźmi. Byli już wszyscy Weasleyowie, Harry, Hermiona, Tonks, Lupin i Hagrid, a nowe osoby wciąż dochodziły. To zebranie Zakonu Feniksa nie było planowane; zostało powołane w celu poinformowania tych ludzi o czymś ważnym. Oni jednak zachowywali się jak na spotkaniu towarzyskim: dyskutowali, śmiali się i żartowali. Zupełnie nie są przygotowani na to, co mają usłyszeć, pomyślał Dumbledore kręcąc lekko głową.
 Była pierwsza w nocy, kiedy wszyscy- oprócz Severusa i Klaudii- pozajmowali swoje miejsca. Gdy Albus wstał głosy zaczęły stopniowo cichnąć.
 -Dziękuję wam, że zdołaliście przybyć na to spotkanie. Skoro już wszyscy są...
 -Nie ma jeszcze Klaudii i Snape'a- zauważył George wchodząc dyrektorowi w słowo.
 -Oni nie zostali powiadomieni o dzisiejszym spotkaniu. Sprawa, którą chcę z wami omówić, dotyczy właśnie tych dwojga- dodał Albus. Spojrzał po twarzach zebranych i kontynuował.- Jak każdy z was wie Klaudia i Severus musieli uciec przed Greyback'iem. Profesor Snape wrócił do roli szpiega i dziś... doniósł mi niezwykłe informacje. Voldemort ma zamiar uprowadzić dziewczynę, ponieważ uważa ją za zagrożenie dla siebie.
 -Ale przecież ona nie jest zagrożeniem!- oburzyła się Tonks. Jej włosy zrobiły się bordowe.- Przecież to zwykła nastolatka! Chyba, że czegoś nam nie powiedziałeś...
 -Niestety muszę ci przyznać rację, Nimfadoro- powiedział dyrektor zamykając oczy i przyciskając palce do skroni.- Jeśli się nie pomyliłem, a taka opcja jest naprawdę mało prawdopodobna, Klaudia jest potomkinią Merlina. W czystej linii. Jej praprapradziadek był wnukiem Merlina. Według moich obserwacji dziewczyna posiada ogromną czarodziejską moc, która jeszcze się nie objawiła. Voldemort widocznie zdaje sobie z tego sprawę, przynajmniej częściowo. Ale to nie jest najgorsze...
 -Co może być gorsze od tego?- zapytał Hagrid.
 Dumbledore odjął palce od twarzy i otworzył oczy. Zwykle pogodny wzrok błagał teraz o przebaczenie wszystkich obecnych.
 -To, że musimy pozwolić Voldemortowi porwać dziewczynę.

________________________________________________________________________________

Witajcie! ;*
Przepraszam, że tak długo nie pisałam... Mam nadzieję, że ten blog ma jeszcze chociaż jednego czytelnika... To co myślą bohaterzy będę teraz "kolorować" na niebiesko. Będzie można lepiej odróżnić ich myśli xD.
Raczej nie spodziewaliście się takiego obrotu sprawy, zgadłam? ;) Trochę Wam pogmatwam całą tą historię. Ale obiecuję, że tylko troszeczkę ;*.
Nowy rozdział postaram się wrzucić za niedługo. Obiecuję!
Dobranoc kochani ;*.

piątek, 27 grudnia 2013

Rozdział 13

 Snape nie miał zamiaru czekać do rana z rozmową, jaką planował przeprowadzić z Lupinem. Wpadł do swojego pokoju i otworzył drzwi szafy. Wyjął z niej białą koszulę i czarne spodnie- pierwsze rzeczy, jakie nawinęły się pod rękę. Przebrał się w nie i zatknął różdżkę za pasek. Wrzucił zielony proszek w ogień płonący w kominku i płomienie zabarwiły się na szmaragdowo.
 -Nora!- Krzyknął wchodząc do kominka.
 Już po chwili znalazł się w obcej, a jednak dobrze mu znanej kuchni. Z początku myślał, że jest sam, ale głos Molly przeczył temu stwierdzeniu.
 -Severus? Co tu robisz o tej porze?- Zapytała kobieta wstając z fotela, w którym siedziała.
 -Szukam Lupina.
 -Ale dlaczego to nie może poczekać do rana? Stało się coś?
 -Tak. Muszę go zabić- dodał obnażając żółte zęby, niczym pies.
 -Co takiego zrobił?
 -Powiesz mi, gdzie on jest, czy nie?!- Nie wytrzymał Snape.
 -On... Nie ma go tu- wyjąkała Molly kładąc rękę na sercu.- Z tego co wiem... jest u siebie w domu... Ale naprawdę, Severusie...
 Nie dane jej było dokończyć, bo Mistrz Eliksirów wybiegł z domu trzaskając przy tym drzwiami. Teleportował się tuż za polem ochronnych zaklęć otaczających Norę.

***

 Niemal w tym samym momencie na zielonych wzgórzach Walii pojawił się mężczyzna z chmurnym wyrazem twarzy. Przybysz rozejrzał się uważnie po okolicy. Po chwili ruszył prosto do małego domku stojącym na wzgórzu obok.
 W świetle księżyca domek wydawał się skrzyć. Jego białe ściany wyglądały jak posypane brokatem, a dach przypominał kolorem gorzką czekoladę. Snape zdawał się jednak obojętny na otaczające go piękno. Z różdżką w ręce kierował się prosto do drzwi. Po chwili błysnęło i drzwi stanęły otworem. Mężczyzna przeszedł przez próg i znalazł się w skromnie urządzonym salonie. W kominku wciąż płonął ogień, a na stoliku leżała filiżanka po kawie.
 Severus omiótł pokój spojrzeniem.
 -Homenum revelio- szepnął machnąwszy różdżką. Mówił cicho, bo na razie nie chciał nikogo obudzić.
 Zaklęcie, które rzucił, pokazało mu, że w domu jest tylko jedna osoba- spała w sypialni na piętrze. Mężczyzna bez wahania poszedł na górę. Odnalazł odpowiednie drzwi i otworzył je tak gwałtownie, że trzasnęły o ścianę. Postać leżąca na łóżku przewróciła się na drugi bok, ale się nie obudziła. Mistrz Eliksirów warknął niczym pies. Wyczarował strumień wody i oblał nim śpiącego mężczyznę.
 -Co jest?...- Zaczął poszkodowany ocierając wodę z twarzy.
 -Nic. Chciałem sobie tylko uciąć z tobą pogawędkę, Lupin.
 -I to nie mogło poczekać do rana?- Zapytał Remus siadając na łóżku.
 -Nie. Przez ciebie też nie mogłem się wyspać. Uznaj tę pobudkę. jako zadośćuczynienie.
 -Co się stało?- Teraz mężczyzna był już całkowicie rozbudzony.
 -Czemu powiedziałeś jej, że za tym wszystkim stoi Voldemort?!- Snape już nie mówił. tylko krzyczał.
 -Aaa... Chodzi ci o Klaudię?
 -A myślisz, że o kogo? Puszka pigmejsiego?! Przez to. co jej powiedziałeś miała koszmary! Krzyczała tak głośno. że jakbym spał, to bym się obudził! I to twoja wina! Opowiedziałeś jej o Voldemorcie, o tym co on...
 -Odpowiadałem na pytania. które zadawała- odparł spokojnie Lupin.- Chciała wiedzieć kto za tym wszystkim stoi. I miała rację. Mądrze jest znać osobę, z którą będzie się kiedyś walczyć. Poza tym odniosłem dziwne wrażenie, że próbujesz tę dziewczynę trzymać pod kloszem. Zrozum, Severusie, to nie jest małe dziecko...
 -Nie, to ty zrozum! Przez ciebie jej psychika może pójść w diabły! Wiesz co mi powiedziała? "On musi zginąć. Voldemort"! Tak nie myślą nastolatki. Ona ma całe życie przed sobą, a może je zmarnować z takiego głupiego powodu...
 -To jest jej życie i ma prawo decydować co z nim zrobi- zaprotestował Remus. Do jego tonu wkradła się ostra nuta.- Zapomniałeś co sam robiłeś w jej wieku? Próbując ją chronić przed...
 -Ja jej nie chronię!- Ryknął Snape. Z różdżki, którą wciąż ściskał w ręce, wyleciały srebrne iskry.- Próbuję jej tylko oszczędzić bólu i nieszczęść! Myślisz, że jak zareaguje, gdy się dowie, że jej koszmar był prawdą?!
 -A co się jej śniło?- Zaniepokoił się mężczyzna.
 -Że Śmierciożercy torturowali i zabili jej rodzinę!
 -Ale to przecież nie prawda...
 -Prawda- mruknął Snape z nagłą rezygnacją w głosie. Widząc nierozumne spojrzenie czarodzieja dodał.- Czarny Pan zwołał nas wczoraj. Kilku jego popleczników przyprowadziło rodziców i siostry Klaudii. Mieliśmy "imprezę". Każdy z nas musiał ich torturować.
 -Kto ich zabił?
 -Ja- prawie wyszeptał profesor.- Ale zrobiłem im tym przysługę. Bellatriks miała się właśnie przyłączyć.
 Po słowach Mistrza Eliksirów zapadła cisza. Sevcio opadł na stojący niedaleko fotel i zakrył twarz w dłoniach. Remus przygryzł wargę, jakby toczył zawzięty pojedynek sam ze sobą. W końcu chyba coś postanowił, bo wstał i podszedł do Snape'a. Spojrzał na niego niepewnie i po chwili wahania położył rękę na jego ramieniu.
 -Nic nie mogłeś zrobić- powiedział cicho zaciskając palce.- Nie mogłeś ich uratować...
 -Mogłem, ale tego nie zrobiłem- powiedział Severus głosem przytłumionym przez dłonie.- Zachowałem się jak tchórz. Zamiast uwolnić niewinnych ludzi zabiłem ich.
 -Gdybyś próbował ich uratować zdemaskowałbyś się i sam zginął.
 -Ona jest podobna do Lili, prawda?- Zagadnął Lupin ni z gruszki, ni z pietruszki. Gdy Snape nie zareagował dodał:- Nie mówię, że z wyglądu. Z charakteru. Są tak samo uparte, zawzięte i radosne- mogłem się o tym przekonać rozmawiając z Klaudią. No i mają taki sam wyraz oczu...
 -Skończ- powiedział Snape wstając.- Ona nie jest podobna do Lili. Lili miała zielone oczy, a...
 -... a Klaudia ma niebieskie- dokończył za niego młodszy mężczyzna.- Nie słuchałeś tego co mówiłem? Ona NIE WYGLĄDA, ale ZACHOWUJE SIĘ tak jak ona. Może to dlatego próbujesz ją chronić?- Dopowiedział Remus po chwili ciszy patrząc uważnie na Mistrza Eliksirów.
 -Możesz sprecyzować?
 -Dobrze. Klaudia jest w pewnym sensie podobna do Lili. Wszyscy wiedzą, że ty ją koch... ekhm... bardzo lubiłeś. Może... z tą dziewczyną jest podobnie?
 -Ja jej nie kocham.
 -Nie to miałem na myśli- kąciki ust Lupina powędrowały do góry.- Może przez to, że jest taka podobna starasz się, może nieświadomie, chronić ją od niebezpieczeństw. Troszczysz się o nią, to widać, a tego nie robisz dla byle kogo. Może traktujesz ją... jak córkę?
 W czarnych oczach Severusa coś się zmieniło. Trwało to tylko chwilkę, ale zdawało się, że Remus to zauważył, bo jego oblicze pokraśniało z zadowolenia. Naczelny postrach Hogwartu wyprostował się i spojrzał na czarodzieja stojącego przed nim, jak na coś obrzydliwego.
 -Nie mam córki i nigdy nie będę mieć- powiedział i wyszedł z pokoju.
 Po chwili dało się słyszeć trzaskanie drzwiami. To Snape opuścił dom.

***

 Było wczesne popołudnie. Klaudia siedziała w swoim pokoju razem z Fredem i George'm, i pomagała im odrabiać lekcje.
 -Ten referat z eliksirów jest piekielnie trudny...- stwierdził Fred odrzucając od siebie podręcznik.
 -Bez przesady. Zastosowania skórki drzemiotki* są bardzo proste- stwierdziła Klaudia wertując książkę Snape'a.
 -Dla kogo proste, dla tego proste- wymruczał chłopak,- Poza tym łatwo ci mówić; mając Snape'a za opiekuna pewnie wiesz wszystko o eliksirach.
 -Niekoniecznie wszystko, ale dużo. Ale nie dzięki niemu. Całą wiedzę zawdzięczam książkom. Snape czasem tylko coś wytłumaczy, jak czegoś nie wiem.
 -To i tak dobrze- stwierdził George.- Tobie przynajmniej tłumaczy. Nam tylko zadaje prace domowe i wydaje polecenia.
 -Taki jego urok osobisty- wyznała dziewczyna puszczając bliźniakom oczko.
 Przez chwilę w pokoju było słychać tylko śmiechy i chichy. Zadania dokończono w zdecydowanie lepszym nastroju. Kiedy książki przestały być potrzebne cała trójka udała się do salonu i zasiadła przed kominkiem.
 -Dygotku!- Zawołała Klaudia. Już po chwili przed nimi aportował się skrzat domowy. Miał oklapłe uszy i duże, piwne oczy.
 -Dzień dobry pani, witam szlachetnych panów- zaskrzeczał kłaniając się.
 -Mógłbyś przynieść nam trzy kubki gorącej czekolady?
 -Oczywiście, sir- odparł i zniknął z suchym trzaskiem.
 -Masz swojego skrzata? Nieźle... -Fred wciąż wpatrywał się w miejsce, w którym zniknął Dygotek.
 -On nie jest mój, tylko Severusa, ale ponieważ z nim mieszkam mnie też wolno go wołać.
 Chłopcy spojrzeli na nią i pokiwali głowami. Po chwili skrzat powrócił i podał im parujący kubek. Gdy już każdy miał swój napój Fred i George zaczęli żartować. Opowiadali o figlach, które już spłatali i o tych, które dopiero mieli zamiar wywinąć.
 -To nasz ostatni semestr w Hogwarcie, więc musimy zrobić coś megafajnego dla naszego ulubionego nauczyciela- powiedział w pewnym momencie Geoge poruszając zabawnie brwiami, czym wywołał śmiech u Klaudii.- Myśleliśmy, żeby podmienić mu szaty na damskie...
 -... ale nie mamy dojścia do jego szafy- dokończył Fred.- Potem pomyśleliśmy, że łaszki może wyrzucić. Chcemy mu dać coś, co sprawi, że długo będzie o nas pamiętać.
 -Ozdóbcie jego klasę kwiatkami i serduszkami. Pokocha was za to- powiedziała Klaudia.
 Fred i George parsknęli w swoje kubki.
 -Ciekawy pomysł. Na pewno warty rozważenia- pochwalił George, na co dziewczyna zarumieniła się mocno.
 -Jeśli wcielicie go w życie osobiście dopilnuję, żeby wasze dzieci i wnuki nie zdały owutemów- dobiegł ich ziny głos spod drzwi.
 Bliźniacy podskoczyli w fotelach oblewając się czekoladą. Dziewczyna za to odwróciła się spokojnie i spojrzała na Snape'a.
 -Cześć. Długo tu stoisz?
 -Wystarczająco długo, żeby usłyszeć co ciekawsze fragmenty waszej rozmowy.
 -Jasne. Następnym razem uprzedź mnie, że przyszedłeś. Wtedy nie będziesz musiał nas słuchać.
 Obaj chłopcy patrzyli ze zdziwieniem na scenkę rozgrywającą się przed nimi. Klaudia rozmawiała ze starym nietoperzem NORMALNIE?!
 -To my już pójdziemy...- zaczął Fred, ale dziewczyna przerwała mu.
 -Daj spokój. Przecież odrobiliście lekcje i w ogóle. Chcecie zagrać ze mną w szachy?
 Chłopcy przytaknęli więc ich koleżanka poszła po grę. Gdy wróciła spojrzała zdziwiona na Severusa, który wciąż stał w tym samym miejscu i mierzył piegowatych rudzielców wzrokiem.
 -Masz zamiar tu stać przez cały wieczór? Może usiądziesz z nami?- Miny bliźniaków jednoznacznie mówiły, co o tym sądzą, ale żaden z nich się nie odezwał.
 -Nie, dziękuję. Nie mam zamiaru oglądać, jak para nastolatków nieudolnie ze sobą flirtuje- dodał z szyderczą nutką w głosie.
 Co ciekawe po tym stwierdzeniu Klaudia i... George zaczerwienili się aż po cebulki włosów.
 -Daruj sobie. Nie chcesz, to nie musisz z nami siedzieć- odezwała się dziewczyna uprzedzając George'e, który już otwierał usta.
 -Jakbyś robiła mi łaskę, że mnie zapraszasz. Pragnę ci przypomnieć, że to moje komnaty, a ty mieszkasz tu tylko dlatego, że Dumbledore kazał mi się tobą opiekować...
 -Może, ale to moi przyjaciele i mam prawo ich tu zaprosić. Zwłaszcza, że już odrobili lekcje z ELIKSIRÓW- ten wyraz wymówiła z naciskiem- a ja nauczyłam się nowych zaklęć. Więc wybacz, ale teraz zagramy.
 Gdy Klaudia skończyła mówić usiadła koło bliźniaków i zaczęła rozkładać szachy. Snape postał jeszcze chwilę, po czym wzniósł oczy do nieba (w tym wypadku sufitu, co nieco zepsuło efekt) i zniknął za drzwiami swojej sypialni.
 -Jak ty z nim rozmawiasz?- Spytał George przesuwając swoją królową.- Gdybyśmy my się tak do niego zwracali dostalibyśmy szlaban do końca życia! A na ciebie nawet nie krzyczy.
 -Sama się nad tym zastanawiałam- odparła dziewczyna.- I stwierdziłam, że po prostu się do mnie przyzwyczaił. W sensie... Przywykł do mojej obecności i mojego zachowania. Ja też poznałam go już na tyle, żeby wiedzieć na ile mogę sobie pozwolić. A i tak dzisiaj przegięłam. Dobrze, że był w dobrym humorze.
 -Żartujesz sobie?! Przecież on wyglądał jak bazyliszek!
 -Wierz mi, to jest jedno z jego łagodniejszych wcieleń- powiedziała Klaudia ze śmiechem.
 W sumie w szachy grali ponad pięć razy. Prym wiódł Fred. Jako nagrodę za zwycięstwo- wygrał 5 z 6 rund- dostał balonową gumę Drooblesa.
 Jak to zwykle bywa przy dobrej zabawie czas mijał całej trójce bardzo szybko. Nim się spostrzegli zbliżała się godzina policyjna i młodzi Gryfoni musieli biec do swojego dormitorium.
 -Na razie. Przyjdźcie jeszcze kiedyś- powiedziała dziewczyna przytulając obu chłopców.
 -Jasne, że przyjdziemy- zapewnił ją Fred.- Musimy wykręcić jakiś numer temu staremu nietoperzowi. Cześć!- Dodał znikając za drzwiami.
 -Ja też już muszę iść- powiedział George jakby... z lekkim żalem?- Dobranoc, kolorowych snów.
 I- ku zaskoczeniu dziewczyny- pocałował ją delikatnie w policzek. Klaudia (po raz kolejny tego dnia) pokryła się rumieńcem. Nim zdążyła coś powiedzieć chłopak również zniknął za drzwiami.
 -Słodkie, że aż mdli- zakpił jakiś głos zza dziewczyny.
 -Nikt ci nie kazał podglądać. Chcesz czegoś konkretnego, czy przyszedłeś się tylko ponarzekać?
 -Ja nie narzekam. Chciałem ci tylko przypomnieć, że dziś wieczorem mieliśmy ćwiczyć zaklęcia obronne.
 -Dobrze, chodźmy.
 Severus zmierzył swoją podopieczną przeszywającym spojrzeniem, obrócił się na pięcie i ruszył do swojego pokoju. W sypialni podszedł do regału z książkami stojącego najbliżej drzwi i stuknął w niego różdżką. Regał odskoczył i ukazał schodki prowadzące w dół. Snape przepuścił Klaudię przodem. Sam, zanim ruszył jej śladem, zasunął szafkę ukrywając w ten sposób tajne przejście. Schodami dochodziło się do dużej sali. Z sufitu zwieszały się kule na łańcuchach w wielkości piłek plażowych, a w rogu pokoju stała duża skrzynia.
 -Stań na środku- polecił Sevcio.
 Dziewczyna usłuchała polecenia. Stanęła we wskazanym miejscu z różdżką w dłoni.
 -Najpierw poćwiczymy zaklęcia przydatne w pojedynkach- powiedział profesorek stając naprzeciwko niej.- Przygotuj się. Raz, dwa, trzy...
 -Expelliarmus!
 Zaklęcie było dobrze wymierzone, ale Severus zdążył uskoczyć w bok. Po chwili to on posłał serię zaklęć w dziewczynę. Przez jakiś czas Snape i Klaudia tańczyli ten dziwny taniec. Świetliste groty i obroty- wszystko to przypominało kosmiczny balet. Kiedy trening dobiegł końca oboje byli wyczerpani. Bez słowa ruszyli z powrotem.
 Klaudii sił starczyło tylko na szybki prysznic i dojście do łóżka. Zasnęła zanim zdążyła przykryć się kołdrą.

_______________________________________________________________________________

*drzemiotka- ssak, z wyglądu podobny do modliszki. Różni się od niej ubarwieniem (od turkusowej do granatowej) i trzema kolcami po obu stronach tułowia. Jej skóra jest stosowana przy eliksirach stosujących znikanie i leczących grypę. Oczów drzemiotki używa się w medycynie, a wywar z kolców pomaga zabliźnić się ranom i niemal całkowicie redukuje ryzyko powstania blizn (Newt Skamander Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć, wydanie uzupełnione).

Kochani!
Przepraszam, że publikuję dopiero teraz... Jako jedyne wytłumaczenie mogę podać egzaminy próbne i przedświąteczną gorączkę.
Mimo wszystko mam nadzieję, że rozdział się Wam spodoba ^^. Nie wiem czy mi się udał, ale... z rozmowy Severusa i Lupina jestem dumna ;).
Pozostawiam Wam możliwość ocenienia reszty.
Buziaki ;*.