-Nora!- Krzyknął wchodząc do kominka.
Już po chwili znalazł się w obcej, a jednak dobrze mu znanej kuchni. Z początku myślał, że jest sam, ale głos Molly przeczył temu stwierdzeniu.
-Severus? Co tu robisz o tej porze?- Zapytała kobieta wstając z fotela, w którym siedziała.
-Szukam Lupina.
-Ale dlaczego to nie może poczekać do rana? Stało się coś?
-Tak. Muszę go zabić- dodał obnażając żółte zęby, niczym pies.
-Co takiego zrobił?
-Powiesz mi, gdzie on jest, czy nie?!- Nie wytrzymał Snape.
-On... Nie ma go tu- wyjąkała Molly kładąc rękę na sercu.- Z tego co wiem... jest u siebie w domu... Ale naprawdę, Severusie...
Nie dane jej było dokończyć, bo Mistrz Eliksirów wybiegł z domu trzaskając przy tym drzwiami. Teleportował się tuż za polem ochronnych zaklęć otaczających Norę.
***
Niemal w tym samym momencie na zielonych wzgórzach Walii pojawił się mężczyzna z chmurnym wyrazem twarzy. Przybysz rozejrzał się uważnie po okolicy. Po chwili ruszył prosto do małego domku stojącym na wzgórzu obok.
W świetle księżyca domek wydawał się skrzyć. Jego białe ściany wyglądały jak posypane brokatem, a dach przypominał kolorem gorzką czekoladę. Snape zdawał się jednak obojętny na otaczające go piękno. Z różdżką w ręce kierował się prosto do drzwi. Po chwili błysnęło i drzwi stanęły otworem. Mężczyzna przeszedł przez próg i znalazł się w skromnie urządzonym salonie. W kominku wciąż płonął ogień, a na stoliku leżała filiżanka po kawie.
Severus omiótł pokój spojrzeniem.
-Homenum revelio- szepnął machnąwszy różdżką. Mówił cicho, bo na razie nie chciał nikogo obudzić.
Zaklęcie, które rzucił, pokazało mu, że w domu jest tylko jedna osoba- spała w sypialni na piętrze. Mężczyzna bez wahania poszedł na górę. Odnalazł odpowiednie drzwi i otworzył je tak gwałtownie, że trzasnęły o ścianę. Postać leżąca na łóżku przewróciła się na drugi bok, ale się nie obudziła. Mistrz Eliksirów warknął niczym pies. Wyczarował strumień wody i oblał nim śpiącego mężczyznę.
-Co jest?...- Zaczął poszkodowany ocierając wodę z twarzy.
-Nic. Chciałem sobie tylko uciąć z tobą pogawędkę, Lupin.
-I to nie mogło poczekać do rana?- Zapytał Remus siadając na łóżku.
-Nie. Przez ciebie też nie mogłem się wyspać. Uznaj tę pobudkę. jako zadośćuczynienie.
-Co się stało?- Teraz mężczyzna był już całkowicie rozbudzony.
-Czemu powiedziałeś jej, że za tym wszystkim stoi Voldemort?!- Snape już nie mówił. tylko krzyczał.
-Aaa... Chodzi ci o Klaudię?
-A myślisz, że o kogo? Puszka pigmejsiego?! Przez to. co jej powiedziałeś miała koszmary! Krzyczała tak głośno. że jakbym spał, to bym się obudził! I to twoja wina! Opowiedziałeś jej o Voldemorcie, o tym co on...
-Odpowiadałem na pytania. które zadawała- odparł spokojnie Lupin.- Chciała wiedzieć kto za tym wszystkim stoi. I miała rację. Mądrze jest znać osobę, z którą będzie się kiedyś walczyć. Poza tym odniosłem dziwne wrażenie, że próbujesz tę dziewczynę trzymać pod kloszem. Zrozum, Severusie, to nie jest małe dziecko...
-Nie, to ty zrozum! Przez ciebie jej psychika może pójść w diabły! Wiesz co mi powiedziała? "On musi zginąć. Voldemort"! Tak nie myślą nastolatki. Ona ma całe życie przed sobą, a może je zmarnować z takiego głupiego powodu...
-To jest jej życie i ma prawo decydować co z nim zrobi- zaprotestował Remus. Do jego tonu wkradła się ostra nuta.- Zapomniałeś co sam robiłeś w jej wieku? Próbując ją chronić przed...
-Ja jej nie chronię!- Ryknął Snape. Z różdżki, którą wciąż ściskał w ręce, wyleciały srebrne iskry.- Próbuję jej tylko oszczędzić bólu i nieszczęść! Myślisz, że jak zareaguje, gdy się dowie, że jej koszmar był prawdą?!
-A co się jej śniło?- Zaniepokoił się mężczyzna.
-Że Śmierciożercy torturowali i zabili jej rodzinę!
-Ale to przecież nie prawda...
-Prawda- mruknął Snape z nagłą rezygnacją w głosie. Widząc nierozumne spojrzenie czarodzieja dodał.- Czarny Pan zwołał nas wczoraj. Kilku jego popleczników przyprowadziło rodziców i siostry Klaudii. Mieliśmy "imprezę". Każdy z nas musiał ich torturować.
-Kto ich zabił?
-Ja- prawie wyszeptał profesor.- Ale zrobiłem im tym przysługę. Bellatriks miała się właśnie przyłączyć.
Po słowach Mistrza Eliksirów zapadła cisza. Sevcio opadł na stojący niedaleko fotel i zakrył twarz w dłoniach. Remus przygryzł wargę, jakby toczył zawzięty pojedynek sam ze sobą. W końcu chyba coś postanowił, bo wstał i podszedł do Snape'a. Spojrzał na niego niepewnie i po chwili wahania położył rękę na jego ramieniu.
-Nic nie mogłeś zrobić- powiedział cicho zaciskając palce.- Nie mogłeś ich uratować...
-Mogłem, ale tego nie zrobiłem- powiedział Severus głosem przytłumionym przez dłonie.- Zachowałem się jak tchórz. Zamiast uwolnić niewinnych ludzi zabiłem ich.
-Gdybyś próbował ich uratować zdemaskowałbyś się i sam zginął.
-Ona jest podobna do Lili, prawda?- Zagadnął Lupin ni z gruszki, ni z pietruszki. Gdy Snape nie zareagował dodał:- Nie mówię, że z wyglądu. Z charakteru. Są tak samo uparte, zawzięte i radosne- mogłem się o tym przekonać rozmawiając z Klaudią. No i mają taki sam wyraz oczu...
-Skończ- powiedział Snape wstając.- Ona nie jest podobna do Lili. Lili miała zielone oczy, a...
-... a Klaudia ma niebieskie- dokończył za niego młodszy mężczyzna.- Nie słuchałeś tego co mówiłem? Ona NIE WYGLĄDA, ale ZACHOWUJE SIĘ tak jak ona. Może to dlatego próbujesz ją chronić?- Dopowiedział Remus po chwili ciszy patrząc uważnie na Mistrza Eliksirów.
-Możesz sprecyzować?
-Dobrze. Klaudia jest w pewnym sensie podobna do Lili. Wszyscy wiedzą, że ty ją koch... ekhm... bardzo lubiłeś. Może... z tą dziewczyną jest podobnie?
-Ja jej nie kocham.
-Nie to miałem na myśli- kąciki ust Lupina powędrowały do góry.- Może przez to, że jest taka podobna starasz się, może nieświadomie, chronić ją od niebezpieczeństw. Troszczysz się o nią, to widać, a tego nie robisz dla byle kogo. Może traktujesz ją... jak córkę?
W czarnych oczach Severusa coś się zmieniło. Trwało to tylko chwilkę, ale zdawało się, że Remus to zauważył, bo jego oblicze pokraśniało z zadowolenia. Naczelny postrach Hogwartu wyprostował się i spojrzał na czarodzieja stojącego przed nim, jak na coś obrzydliwego.
-Nie mam córki i nigdy nie będę mieć- powiedział i wyszedł z pokoju.
Po chwili dało się słyszeć trzaskanie drzwiami. To Snape opuścił dom.
***
Było wczesne popołudnie. Klaudia siedziała w swoim pokoju razem z Fredem i George'm, i pomagała im odrabiać lekcje.
-Ten referat z eliksirów jest piekielnie trudny...- stwierdził Fred odrzucając od siebie podręcznik.
-Bez przesady. Zastosowania skórki drzemiotki* są bardzo proste- stwierdziła Klaudia wertując książkę Snape'a.
-Dla kogo proste, dla tego proste- wymruczał chłopak,- Poza tym łatwo ci mówić; mając Snape'a za opiekuna pewnie wiesz wszystko o eliksirach.
-Niekoniecznie wszystko, ale dużo. Ale nie dzięki niemu. Całą wiedzę zawdzięczam książkom. Snape czasem tylko coś wytłumaczy, jak czegoś nie wiem.
-To i tak dobrze- stwierdził George.- Tobie przynajmniej tłumaczy. Nam tylko zadaje prace domowe i wydaje polecenia.
-Taki jego urok osobisty- wyznała dziewczyna puszczając bliźniakom oczko.
Przez chwilę w pokoju było słychać tylko śmiechy i chichy. Zadania dokończono w zdecydowanie lepszym nastroju. Kiedy książki przestały być potrzebne cała trójka udała się do salonu i zasiadła przed kominkiem.
-Dygotku!- Zawołała Klaudia. Już po chwili przed nimi aportował się skrzat domowy. Miał oklapłe uszy i duże, piwne oczy.
-Dzień dobry pani, witam szlachetnych panów- zaskrzeczał kłaniając się.
-Mógłbyś przynieść nam trzy kubki gorącej czekolady?
-Oczywiście, sir- odparł i zniknął z suchym trzaskiem.
-Masz swojego skrzata? Nieźle... -Fred wciąż wpatrywał się w miejsce, w którym zniknął Dygotek.
-On nie jest mój, tylko Severusa, ale ponieważ z nim mieszkam mnie też wolno go wołać.
Chłopcy spojrzeli na nią i pokiwali głowami. Po chwili skrzat powrócił i podał im parujący kubek. Gdy już każdy miał swój napój Fred i George zaczęli żartować. Opowiadali o figlach, które już spłatali i o tych, które dopiero mieli zamiar wywinąć.
-To nasz ostatni semestr w Hogwarcie, więc musimy zrobić coś megafajnego dla naszego ulubionego nauczyciela- powiedział w pewnym momencie Geoge poruszając zabawnie brwiami, czym wywołał śmiech u Klaudii.- Myśleliśmy, żeby podmienić mu szaty na damskie...
-... ale nie mamy dojścia do jego szafy- dokończył Fred.- Potem pomyśleliśmy, że łaszki może wyrzucić. Chcemy mu dać coś, co sprawi, że długo będzie o nas pamiętać.
-Ozdóbcie jego klasę kwiatkami i serduszkami. Pokocha was za to- powiedziała Klaudia.
Fred i George parsknęli w swoje kubki.
-Ciekawy pomysł. Na pewno warty rozważenia- pochwalił George, na co dziewczyna zarumieniła się mocno.
-Jeśli wcielicie go w życie osobiście dopilnuję, żeby wasze dzieci i wnuki nie zdały owutemów- dobiegł ich ziny głos spod drzwi.
Bliźniacy podskoczyli w fotelach oblewając się czekoladą. Dziewczyna za to odwróciła się spokojnie i spojrzała na Snape'a.
-Cześć. Długo tu stoisz?
-Wystarczająco długo, żeby usłyszeć co ciekawsze fragmenty waszej rozmowy.
-Jasne. Następnym razem uprzedź mnie, że przyszedłeś. Wtedy nie będziesz musiał nas słuchać.
Obaj chłopcy patrzyli ze zdziwieniem na scenkę rozgrywającą się przed nimi. Klaudia rozmawiała ze starym nietoperzem NORMALNIE?!
-To my już pójdziemy...- zaczął Fred, ale dziewczyna przerwała mu.
-Daj spokój. Przecież odrobiliście lekcje i w ogóle. Chcecie zagrać ze mną w szachy?
Chłopcy przytaknęli więc ich koleżanka poszła po grę. Gdy wróciła spojrzała zdziwiona na Severusa, który wciąż stał w tym samym miejscu i mierzył piegowatych rudzielców wzrokiem.
-Masz zamiar tu stać przez cały wieczór? Może usiądziesz z nami?- Miny bliźniaków jednoznacznie mówiły, co o tym sądzą, ale żaden z nich się nie odezwał.
-Nie, dziękuję. Nie mam zamiaru oglądać, jak para nastolatków nieudolnie ze sobą flirtuje- dodał z szyderczą nutką w głosie.
Co ciekawe po tym stwierdzeniu Klaudia i... George zaczerwienili się aż po cebulki włosów.
-Daruj sobie. Nie chcesz, to nie musisz z nami siedzieć- odezwała się dziewczyna uprzedzając George'e, który już otwierał usta.
-Jakbyś robiła mi łaskę, że mnie zapraszasz. Pragnę ci przypomnieć, że to moje komnaty, a ty mieszkasz tu tylko dlatego, że Dumbledore kazał mi się tobą opiekować...
-Może, ale to moi przyjaciele i mam prawo ich tu zaprosić. Zwłaszcza, że już odrobili lekcje z ELIKSIRÓW- ten wyraz wymówiła z naciskiem- a ja nauczyłam się nowych zaklęć. Więc wybacz, ale teraz zagramy.
Gdy Klaudia skończyła mówić usiadła koło bliźniaków i zaczęła rozkładać szachy. Snape postał jeszcze chwilę, po czym wzniósł oczy do nieba (w tym wypadku sufitu, co nieco zepsuło efekt) i zniknął za drzwiami swojej sypialni.
-Jak ty z nim rozmawiasz?- Spytał George przesuwając swoją królową.- Gdybyśmy my się tak do niego zwracali dostalibyśmy szlaban do końca życia! A na ciebie nawet nie krzyczy.
-Sama się nad tym zastanawiałam- odparła dziewczyna.- I stwierdziłam, że po prostu się do mnie przyzwyczaił. W sensie... Przywykł do mojej obecności i mojego zachowania. Ja też poznałam go już na tyle, żeby wiedzieć na ile mogę sobie pozwolić. A i tak dzisiaj przegięłam. Dobrze, że był w dobrym humorze.
-Żartujesz sobie?! Przecież on wyglądał jak bazyliszek!
-Wierz mi, to jest jedno z jego łagodniejszych wcieleń- powiedziała Klaudia ze śmiechem.
W sumie w szachy grali ponad pięć razy. Prym wiódł Fred. Jako nagrodę za zwycięstwo- wygrał 5 z 6 rund- dostał balonową gumę Drooblesa.
Jak to zwykle bywa przy dobrej zabawie czas mijał całej trójce bardzo szybko. Nim się spostrzegli zbliżała się godzina policyjna i młodzi Gryfoni musieli biec do swojego dormitorium.
-Na razie. Przyjdźcie jeszcze kiedyś- powiedziała dziewczyna przytulając obu chłopców.
-Jasne, że przyjdziemy- zapewnił ją Fred.- Musimy wykręcić jakiś numer temu staremu nietoperzowi. Cześć!- Dodał znikając za drzwiami.
-Ja też już muszę iść- powiedział George jakby... z lekkim żalem?- Dobranoc, kolorowych snów.
I- ku zaskoczeniu dziewczyny- pocałował ją delikatnie w policzek. Klaudia (po raz kolejny tego dnia) pokryła się rumieńcem. Nim zdążyła coś powiedzieć chłopak również zniknął za drzwiami.
-Słodkie, że aż mdli- zakpił jakiś głos zza dziewczyny.
-Nikt ci nie kazał podglądać. Chcesz czegoś konkretnego, czy przyszedłeś się tylko ponarzekać?
-Ja nie narzekam. Chciałem ci tylko przypomnieć, że dziś wieczorem mieliśmy ćwiczyć zaklęcia obronne.
-Dobrze, chodźmy.
Severus zmierzył swoją podopieczną przeszywającym spojrzeniem, obrócił się na pięcie i ruszył do swojego pokoju. W sypialni podszedł do regału z książkami stojącego najbliżej drzwi i stuknął w niego różdżką. Regał odskoczył i ukazał schodki prowadzące w dół. Snape przepuścił Klaudię przodem. Sam, zanim ruszył jej śladem, zasunął szafkę ukrywając w ten sposób tajne przejście. Schodami dochodziło się do dużej sali. Z sufitu zwieszały się kule na łańcuchach w wielkości piłek plażowych, a w rogu pokoju stała duża skrzynia.
-Stań na środku- polecił Sevcio.
Dziewczyna usłuchała polecenia. Stanęła we wskazanym miejscu z różdżką w dłoni.
-Najpierw poćwiczymy zaklęcia przydatne w pojedynkach- powiedział profesorek stając naprzeciwko niej.- Przygotuj się. Raz, dwa, trzy...
-Expelliarmus!
Zaklęcie było dobrze wymierzone, ale Severus zdążył uskoczyć w bok. Po chwili to on posłał serię zaklęć w dziewczynę. Przez jakiś czas Snape i Klaudia tańczyli ten dziwny taniec. Świetliste groty i obroty- wszystko to przypominało kosmiczny balet. Kiedy trening dobiegł końca oboje byli wyczerpani. Bez słowa ruszyli z powrotem.
Klaudii sił starczyło tylko na szybki prysznic i dojście do łóżka. Zasnęła zanim zdążyła przykryć się kołdrą.
_______________________________________________________________________________
*drzemiotka- ssak, z wyglądu podobny do modliszki. Różni się od niej ubarwieniem (od turkusowej do granatowej) i trzema kolcami po obu stronach tułowia. Jej skóra jest stosowana przy eliksirach stosujących znikanie i leczących grypę. Oczów drzemiotki używa się w medycynie, a wywar z kolców pomaga zabliźnić się ranom i niemal całkowicie redukuje ryzyko powstania blizn (Newt Skamander Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć, wydanie uzupełnione).
Kochani!
Przepraszam, że publikuję dopiero teraz... Jako jedyne wytłumaczenie mogę podać egzaminy próbne i przedświąteczną gorączkę.
Mimo wszystko mam nadzieję, że rozdział się Wam spodoba ^^. Nie wiem czy mi się udał, ale... z rozmowy Severusa i Lupina jestem dumna ;).
Pozostawiam Wam możliwość ocenienia reszty.
Buziaki ;*.
Hmm faktycznie, rozmowa Sevcia i Lupina wyszła interesująco ;)
OdpowiedzUsuńA jak tam było "Jakbyś robiła mi łaskę, że mnie zapraszasz." to ja głupia przeczytałam na początku " Jakbyś robiła mi laskę (...) Jenny xD
Nie wyłapałam dużo błędów może jeden, czy dwa , a całość przyjemnie się czytało <3
Cieszę się, że Tobie też się spodobała ^^.
UsuńHaha! Przez takie czytanie tekst wydaje się ciekawszy! A to, że trochę znaczenie zmienia to już inna sprawa xD.
Dziękuję <3. Błędy staram się niwelować, ale nie zawsze uda się wyłapać wszystkie.
Buziaki! ;*
Przepraszam, że dopiero teraz komentuję ;.; Brak czasu... :__: Rozdział troszkę króciutki... ale ważne, że jest :33 Łoo... ja tu wyczuwam romans z rudzielcem.. ^^ hoho... będzie goooorąco xd Czyżbyśmy mogli się natknąć na zazdrosnego Seva w kolejnych rozdziałach? :D Chociaż... teraz też taki podejrzany był xd Rozmowa z wilkołakiem wyszła Ci nawet dobrze, tylko dla mnie Sev był dla niego jakoś za miły ;D Uwielbiam to jak pomimo tego co przeszli w młodości, Sev nadal warczy na niego xd Eh :D Było troszkę literówek ale nic nie szkodzi ;3 Każdemu się zdarzają *o* Rozdział był bardzo ciekawy, czekam z niecierpliwością na więcej kochana ;**
OdpowiedzUsuńJazz ♥